Erudyci rzadko legitymują się umiejętnością lekkiego komunikowania dowolnych treści, pisarz z Malých Svatoňovic opanował jednak tę sztukę do perfekcji. „Marsjasz” pozwala rozwiązać zagadkę tego fenomenu.
W tym zbiorze esejów analizuje Čapek rozmaite i dość dowolnie rozumiane gatunki literackie zaliczane przez niego do kultury masowej – a jednocześnie z sympatią ich broni, jako ostoi tradycyjnych wartości w nowej rzeczywistości, która dąży ku rozmyciu i relatywizacji. I choć od międzywojnia, kiedy powstały te teksty, doszło w literaturze do dalszych, znaczących przesunięć, to wnioski Čapka nie tracą na trafności. Dzieje się tak również dlatego, że odrywając się od konkretnych zagadnień, broni pisarz człowieka, a prawdziwego człowieka widzi w ludzie, który w przeciwieństwie do wąskiego grona intelektualistów, duszących się we własnym sosie i emanujących nie do końca uzasadnionym poczuciem elitarności, niczego nie udaje.
Patronem zbioru mianuje autor Marsjasza, który ośmielił się rywalizować z Apollinem; w międzyczasie jednak to sztuka tzw. wyższa została niejako zdegradowana do roli przystawki dla fetowanych i nagradzanych autorów popularnych, niegdyś anonimowych w myśl niepisanej umowy.
I nie dziwi, że to właśnie Čapek został obrońcą kultury ludowej, bo jest to twórca, który mimo całego bagażu erudycyjnego, zawsze wyśmienicie „czuł” zwykłego człowieka i dzieło swe starał się czynić przystępnym również dla przeciętnego odbiorcy, operując językiem prostym, choć skrywającym niebagatelne treści.
Stanowiący konstytutywną cechę jego pisarstwa przedni humor, niekiedy rubaszny, innym zaś razem osładzający przy pomocy łagodnej ironii to, co w życiu ludzkim najbardziej bolesne, również czerpie z krynicy ludowej mądrości. W takim ujęciu pesymistyczne w zasadzie stanowisko pisarza staje się łatwe do przełknięcia i nie rysuje dnia czarno, a nocy bezdennie.
Niektóre z tych eseików sprawiają wrażenie powierzchownych, biada jednak temu, kto da się zwieść pozorom, bo dowcipniś Čapek utyka po nich różne niespodziewane smaczki, które wychwyci tylko czytelnik ani na moment nietracący czujności. O ile w czasach kultury obrazkowej w ogóle jeszcze takich produkują.
utracjusz