Ludzkość potrzebuje takich mędrców jak Claudio Magris, by ze swych wyżyn objaśniali jej zagadnienia złożone przy pomocy przystępnych sformułowań. Tym razem profesor z Triestu daje małe lekcje wielkiej literatury, obracając się niemal wyłącznie w kręgach włoskim i niemieckojęzycznym, szczególne miejsce w sercu chowając dla Monarchii Austro-Węgierskiej jako symbolu kresu świata zachodniego w ówczesnej postaci.
Lekcje są krótkie, warto je jednak czytać pojedynczo, a nawet z przerwami w trakcie poszczególnych tekstów, co wobec ich skromnej objętości a znaczącej liczby czyni „Itakę” lekturą na długie tygodnie. Już tytuł pierwszego eseiku, „Zakłopotanie Mefistofelesa”, ustawia temat przewodni zbioru w sposób przenikliwy i zarazem dowcipny.
A jednak pozostając w kręgu kilku, kilkunastu nazwisk, Magris w nieuchronny sposób się powtarza, co ma zapewne służyć możliwie pełnemu, choć przecież w myśl samej istoty modernizmu wciąż nieuchronnie fragmentarycznemu naświetleniu zagadnienia. Poglądy samego modernizmu są tu przy tym przedstawione w aurze pewnego dogmatyzmu, co u tego autora głęboko mnie zawodzi.
Zdaje się on tkwić bez reszty w przekonaniu, że aktualny stan badań nad literaturą stanowi ich szczytowe osiągnięcie i kres takich dociekań w ogóle. Uwiera mnie też jego przekonanie (jakkolwiek nieodosobnione), że literatura, aby być wielką, musi odnosić się do aktualnych problemów filozoficznych, do wszelkich uznanych już rozdarć i konfliktów, które ktoś, najlepiej z nazwiskiem, zdiagnozował, ogłosił i poddał pod środowiskowy oraz pozytywny osąd.
Wydaje mi się, że wielkim atutem eseistyki Magrisa, obok przystępności, jest jej uniwersalność. Tutaj jej nie uświadczymy, bo gubi się, zakryta przez obsesyjne krążenie wokół kilku tych samych zagadnień. Lepiej byłoby ten tomik skrócić albo poprzedzielać te eseje innymi, o odmiennej tematyce. Należy bowiem pamiętać, że pomieszczone tu teksty ukazywały się co tydzień w „Corriere della Sera” w latach 1978-1982, dzięki czemu łatwiej je zapewne było trawić.
Na podstawie „Itaki” można więc odnieść wrażenie, że jest Magris erudytą i mędrcem, ale brakuje mu zuchwałości, by pójść pod prąd powszechnie uznanych ustaleń. Jego sądy, mimo że przenikliwe, są bezpieczne, w pewien uniwersytecki sposób zasiedziałe. Ponadto pojawia się tu trochę zwietrzałych metafor, jak na przykład w tekście poświęconym dziedzictwu Roberta Walsera.
Wydaje się, że z w wiekiem, nie tracąc nic ze swej przenikliwości, zrezygnował nieco Magris z autorytatywnej sztywności. Jego późniejsze teksty czyta się bez tego sprzeciwu, który budzi się we mnie za każdym razem, gdy autor rozstrzyga w „Itace” tonem nieznoszącym sprzeciwu jakiś problem ze świata literatury.
Trzeba jednak podziwiać jego powściągliwość. Dokonałem stosownych obliczeń i okazało się, że termin „rozpad podmiotu” padł w tym zbiorze tylko 157 razy, wbrew mojemu podejrzeniu, iż wynik plasuje się bliżej trzech okrągłych setek. Gratulacje dla Magrisa, szczególnie że „kryzys wartości” powtórzył się jedynie 132 razy.
Na szczęście, również w myśl modernizmu, jest tu ironia, która nieco łagodzi nie do końca korzystne wrażenie ogólne. I, dla kontrastu, niektóre eseje jawią się jako piękne i ocierające się o geniusz, jak te o Lessingu czy o fanatyzmie. Końcowe teksty zbioru są zresztą generalnie lepsze i bardziej różnorodne, co pozwala się domyślać, że Magris pokonał w międzyczasie drogę od głoszenia poglądów o wieloznaczności życia i literatury do ich faktycznego wyznawania. Albo drogę od intelektualisty do człowieka.
utracjusz
Krajobraz Triestu, rodzinnego miasta Claudia Magrisa, uwiecznił Wojciech Gąsior (wgmnie.net).
2 comments
Dzień Dobry
mam pytanie odnośnie fotki z tym tramwajem,gdzie to jest? jestem kolejarzem i miłośnikiem kolei i za nic nie mogę skojarzyć tego miejsca,dzięki za info z góry POZDRAWIAM
Pełna informacja na ten temat znajduje się na samym dole wpisu 🙂