Type and press Enter.

POD SKRZYDŁEM NIKE #4 / SIOSTRY KRZYŻOWE – ALEKSIEJ RIEMIZOW

Podczas jednej z moich ostatnich wizyt siedział skulony, ślepy z dusznościami – miał je prawie co noc i co dzień. Miałem wrażenie, że fizycznie to było już ledwo tchnienie człowieka, powiedział mi wtedy z nagłą siłą: „potrzebne mi: samotność, milczenie, pustynia”. Jego tłumaczka i najbardziej oddany mu od ponad dwudziestu lat przyjaciel, Natalia Rieznikowa, spisywała jeszcze ostatnie teksty tego już prawie całkowicie ślepego starca. Mówiła mi, że gdy przychodziła na godziny pracy z nim, drżał na całym ciele, bo tak się palił, by jeszcze i jeszcze podyktować to, co przez noce bezsenne ranki samotne potrafił ze swych myśli wcielić w trudne, nieoczekiwane, wyszukane i świeże zarazem, a jakże z głębi Rosji i z głębi jego duszy wyrastające słowa.

Tak swoją wizytę u Aleksieja Riemizowa relacjonuje w swoim Tumulcie i widmach Józef Czapski, poświęcając rosyjskiemu pisarzowi jeden z esejów – Cedr. Na Czapskiego trafiłem za sprawą Utracjusza. I tak oto mając dwu pośredników – kompana z pokładu i malarza-eseistę, dotarłem do Riemizowa i jednej z największych literackich przygód mojego życia. Czapski pisze tam o przyjacielu rzeczy niestworzone (trzeba ten esej dorwać i przeczytać!) i najlepsze jest to, że potem, czytając samego Riemizowa odkrywa się, że malarz wcale nie przesadzał i zachwyty nie wynikały ani z sentymentu, ani z przyjaźni, a po prostu z trafności i celności tekstu. Jeszcze jeden wyciąg z Cedru:

Punktem wyjścia literatury Riemizowa zawsze jest słowo, rytm zdania wyzwolony z martwego balastu, prawie że rysunek zdania. (…) „Gutenberg żelaznym językiem oblizał całą literaturę i zginęła w niej intymność rękopisu” – pisał Rozanow i cieszyłby się dzisiaj, bo tę intymność w literaturze odrodził jego przyjaciel Riemizow…

Zahaczenie o esej Czapskiego było konieczne, w tych dwu cytatach znajdziemy mnóstwo rzeczy, które głośno i wyraźnie brzmią u Aleksieja Michajłowicza (a autor Tumultu i widm opisał je znacznie celniej niż zrobiłbym to ja, będę się więc do niego odwoływał) i to już w jego wczesnym pisaniu, bo Siostry Krzyżowe, o których dzisiaj mowa, powstały w 1910 roku, niemal pół wieku przed spisaniem przytaczanych zdań, a już wtedy, już wówczas wszystko to brzmiało, żyło i dźwięczało w spisywanych przezeń literach.

Siostry są opowieścią o Piotrze Aleksiejowiczu Marakulinie, człowieku, który w skutek pomyłki i łajdactwa stracił pracę i musiał nagle zacząć żyć na nieco innych niż wcześniej warunkach. Rezygnuje z całego mieszkania i wynajmuje pokój w tej samej kamienicy, dwa piętra wyżej. I tutaj na scenę wchodzą tytułowe siostry – chodzi o jego sąsiadki, mieszkanki sąsiednich pokojów, mieszkań, pięter. Opowieści o ich życiach są tak pełne i bogate, że przez pewien czas stanowią główną treść książki – Marakulin siedzi sobie cicho w swoim pokoju, a obok te kobiety, każda ze swoją przeszłością i jest to przeszłość każdorazowo czarna i każdorazowo rozdzierająca, mogłyby iść w konkury, jeśli idzie o tragizm ich żyć. Jedna wszystko w ogniu straciła, drugą ojciec przeklął za to, czego nie zrobiła i tuła się po świecie, trzecia miała męża, który kochał nie ją a jej posag, rozkochał w sobie, pieniądze zabrał, ją przegonił i teraz Anna Stiepanowna uśmiecha się tak, że serce od tego uśmiechu pęka. Od wszystkich historii serce tutaj pęka. I jest taka scena, w której Marakulin siedzi w tym swoim pokoju w kamienicy u Burkowa i spać nie może i czerń jest gęsta i namacalna, że aż huczy i huczy w każdym z sąsiednich pokojów, mieszkań i pięter, wszędzie jest ktoś ze złamanym życiem. Tak czarna, że aż oślepia, ta noc burkowowska! Tuzin małych i zniszczonych żyć stłoczonych w jednej kamienicy i po środku Piotr Aleksiejewicz Marakulin siedzi i myśli o działaniu tego świata. A po co żyć? A jak żyć? A dlaczego sąsiednia kamienica, wypełniona ludźmi bogatymi nie huczy od czerni?

I jak pięknie pisze o tym Riemizow! Jego pisanie ma coś z pieśni, to, o czym napisał Czapski – słowa mają swój rytm, niektóre zdania a nieraz i całe akapity, powtarzają się jak refreny, tętnią, żyją, wyrywają się czarnym plamom czcionki. Czytasz to i masz wrażenie, że powinieneś to śpiewać na głos, że inaczej będziesz książce winien niesprawiedliwość! I ten młody jeszcze Riemizow aż się trzęsie, nosi go do tego opowiadania i jak już opowiada, to każda z tych opowieści, choćby mała i poboczna, jest tak pełna, intensywna i mocna, że bardziej już się nie da. Trzęsie się do opowiadania, tak jak trząsł się będzie pięćdziesiąt lat później, w małym paryskim mieszkanku, tuż przed śmiercią, gdy odwiedzi go polski malarz – byłe zdążyć! Byle jeszcze jeden rozdział, a jak nie rozdział to chociaż akapit, chociaż zdanie! Zapisać, podyktować, zachować! Zupełnie jakby zdawał relację z jednorazowego wydarzenia i zjawiska, którego nie zobaczy już nikt nigdy. I w sumie Riemizow był takim zjawiskiem i pojąć musiał to już bardzo wcześnie, czego dowód mamy w Siostrach Krzyżowych, gdzie każde zdanie wygląda tak, jakby było jego ostatnim. Jaki on tam jest łapczywy, jak zachłannie zagarnia pełnymi garściami słowa i zdania, w jakie wiąże je ozdoby, jakie święto opowieści i sobie i nam urządził! Opowieść o matce Marakulina będziesz czytać ze ściśniętym sercem, opowieść o wyprawie do Paryża tak samo, zakochane serce Marakulina porwie Cię tak, że gdy będzie pękało, Ty też pękać będziesz. I cały czas ta pełnia, cały czas apogeum, ani chwili przerwy, bo już kolejne wątki, już kolejne opowieści. Tak jakby nic nie różniło tego młodego Aleksieja Michaiłowicza, mającego całe życie przed sobą, od tego oślepłego, żegnającego się ze światem starca, jakby cały czas miał tę świadomość, że może nie zdążyć, nie przekazać światu kolejnego snu, kolejnej opowieści, myśli, pieśni.

To jest jedna z książek mojego życia, czytam ją raz do roku i za każdym razem zachwyca mnie bardziej, choć to najczarniejsza z czarnych opowieści, w sam raz na grudzień, ostatni miesiąc na świecie. Nie wiem, czy natknąłem się dotąd na kogoś, kto pisałby pełniej, żywiej, bogaciej. To jest uroczystość Słowa, to jest wieszczenie. I jeśli tylko chcecie na własne oczy zobaczyć literaturę doskonałą, to pędźcie czem prędzej do bibliotek, przeczeszcie serwisy aukcyjne i bierzcie się do lektury, bo ciężko o lepszą rzecz pod tym słońcem.

niesławny paweł m, syn Marka i Wiesławy.

zdjęcie: Delegacya Ligi Kobiet Polskich do Koła Polskiego we Wiedniu dnia 25/4 1917r. w sprawie równouprawnienia kobiet w konstytucyi wyodrębnionej Galicyi. Autor: Frank Hans.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *