Type and press Enter.

Belfast wyzwolony / Robert McLiam Wilson / Ulica marzycieli

„Ulica marzycieli” miała już w Polsce kilka wydań, sięgając łącznie pokaźnej liczby egzemplarzy, spośród których znaczną część zmuszony byłem nabyć sam, gdyż powieść ta ma tendencję do bycia niezwracaną przez znajomych, która to właściwość byłaby może pożądana w przypadku lazanii, ale u książki nie jest mile widziana. Fenomen ten nietrudno wyjaśnić – Wilson miesza komedię i dramat w świetnych, odrobinę schlebiających życiu proporcjach, a lekkość jego pióra pozwala mu przejść suchą stopą przez większość pułapek czyhających na podobną literaturę.

Pogubiony życiowo, dający się bez trudu polubić bohater zapewnia czytelnikowi (oraz czytelniczce!) wgląd w męski, mniej skomplikowany świat, którego ostre krawędzie łagodzone są starannie dobraną porcją nieszczególnie taniego sentymentalizmu. Do tego w tle dzieją się rzeczy głośne i historycznie ważne, a sama powieść przechodzi okresowo w hymn napisany z miłości do Belfastu. Miłości trudnej, bo przecież miłość nie może być łatwa.

Namiętność istotnie bierze chwilami w Wilsonie górę i są to najsłabsze momenty książki; pasja, z jaką krytykuje wewnętrzne irlandzkie animozje z ich nader wybuchowymi manifestacjami, przysłania w autorze literata. Daje się wówczas ponieść publicystycznemu zapałowi, grzmi w słusznym gniewie, kipi niewyszukanym sarkazmem i poucza, poucza, poucza, najwyraźniej zapominając, że beletrystyka powinna raczej przedstawiać niż komentować.

To żmudne orędownictwo na rzecz pokoju, a w istocie na rzecz rozumu, przypomina mi Amosa Oza, który na kartach swych książek klepie bez większego przekonania apele o opamiętanie się na Bliskim Wschodzie. W przeciwieństwie do Oza Wilson doczekał jednak (częściowego przynajmniej) rozwiązania konfliktu i choć „Ulica Marzycieli” opublikowana została przed przyjęciem porozumienia wielkopiątkowego, to poprzedzające je zawieszenie broni i towarzysząca mu nadzieja zmieniają wymowę powieści.

Warto przy tym zaznaczyć, że nie do końca jest to powieść realistyczna; liczne hiperbole, niesamowite zbiegi okoliczności czy wreszcie zastosowanie zestawu klisz czynią z niej raczej współczesną i bardzo atrakcyjną przypowieść. Na szczęście poszukiwanie morału tej przypowieści pozostawia już Wilson samemu czytelnikowi.

Chwytliwość „Ulicy marzycieli” nie zasadza się jednak tylko na obfitości zastosowanych środków stylistycznych. To przede wszystkim rzecz bardzo uniwersalna, ujmująca ambiwalencję życia w jej bogactwie, dokumentująca opornie, lecz nieubłaganie zmieniający się świat, a w końcu opromieniająca zgrzebną rzeczywistość nadzieją, że nawet gdy wszystko dokoła oszalało, wciąż można trwać, jeśli tylko odnajdzie się krętą ścieżkę wiodącą do pogodzenia się z samym sobą.

utracjusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *