Type and press Enter.

Laurence Sterne / Tristram Shandy

Nadstawcie dobrze uszu, bo będę Wam pięknie mówił o ładnej księdze. Nie na darmo czytałem Arystotelesa, Lukrecjusza i Slawkoniusza. Zwłaszcza ten ostatni smakował mi wybornie, jako że mało łykowaty i miękki po bokach.
Bo też kto to słyszał, żeby pisarz był kościsty jak, nie przymierzając, jakiś zając. Sztuka uwodzenia czytelnika jest sztuką wymagającą również zaangażowania anatomii: i brzuchem trzeba zatańczyć, i śmigłem zakręcić. Czerwienisz się, Pani? Tym lepiej, karminowe lico na pewno nie ujmuje Ci krasy; ale Twoją guwernantkę należałoby oćwiczyć.
Gdy człek pragnie pisać ku pożytkowi bliźnich, nie powinien się spodziewać nagrody na tym świecie, a i na tamtym nagroda może być mu nie w smak.
– Bardzo bym sobie życzył – rzecze Paweł – żeby mniej się poświęcali, a lepiej pisali. Albowiem–
Lecz zostawmy te próżne rozhowory krytykom, którzy muszą jakoś zarobić na swoje spodnie, choć gdyby to ode mnie zależało, chodziliby z gołą d…, nie masz bowiem istot mniej pożytecznych.
– A komary? – Otóż komary o tyle są pożyteczniejsze, że mogą ciąć krytyków, inaczej doprawdy nie byłoby komu chłostać tych darmozjadów.
Zgubiłem jednak wątek, a niczego w zamian nie znalazłem. Dalibóg, przecież zbaczania (z tematu) wystrzegam się równie stanowczo, co bajdurzenia! Kiedy byłem ministrem, wniosłem nawet projekt rozporządzenia–
Ale to nie należy do rzeczy, zresztą prędzej nos bym sobie usiekł, niż począł się przechwalać. Zaprawdę, cnoty aż mnie rozsadzają od środka i czuję, że muszę którejś dać ujście, jeśli nie chcę żywcem dostąpić wniebowstąpienia, zanim zyskam na tej ziemi uznanie należne memu geniuszowi.
– Czy gdy mówisz o daniu ujścia cnocie – wyrywa się Paweł – dokonujesz podstawienia rzeczy za rzecz, jak mistrz Goethe, i masz na myśli co innego?
Widzę, że śmiały ten młodzieniec cały kipi wewnętrznie i turbuję się tym wielce. Paracelsus zaleciłby okłady z miłorzębu w szczególnie gorejącym miejscu. Zresztą do diabła z Paracelsusem, dość mam kłopotów ze swoim lekarzem, który znacznie lepiej włada dowcipem niż lancetem. A już na chorobach duszy zupełnie się nie wyznaje, co każe mi znowu szukać pociechy w pismach starożytnych; bez nich byłbym zgubiony, bo współcześni cokolwiek są miałcy.
Miałcy też coś pod drzwiami: racz Pani unieść swe wdzięki i wpuścić kota. Ale niestety! Przypominam sobie, że odeszłaś. W pustym łożu najszybciej marzną stopy; poruszam jeszcze palcami, nim zasnę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *