Type and press Enter.

Bardzo krótko / Thomas Bernhard / Bratanek Wittgensteina

„Bratanek Wittgensteina” jednomyślnie wskazywany jest jako najbardziej przystępny w dorobku Bernharda utwór, od którego należy zaczynać przygodę z austriackim pisarzem. Ale to, że coś jest przystępne intelektualnie, nie oznacza jeszcze, że musi być przystępne duchowo.

Ten tekst konstytuują uporczywa mizantropia oraz dwubiegunowość postaw i ocen, ciążąca jednak zdecydowanie ku minusowi. „Bratanek” zbudowany jest na powtórzeniach, które kreują gęsty, obsesyjny klimat. Bernhard obala ustalone, bezrefleksyjnie przez większość z nas przyjmowane formy, odmawiając uczestnictwa w spektaklu, za którego fasadą dostrzega pustkę. Jego bezkompromisowość budzi uznanie, ale i tworzy dystans. Dobrze, że rodzaj ludzki wydaje czasem takich Bernhardów, ale i dobrze, że nie umieszcza ich zazwyczaj w naszym najbliższym otoczeniu.

Z przypadków tytułowej postaci wywieść można nie tylko naukę o ostatecznej kompromitacji mieszczaństwa, ale i ogólny obraz ludzkiego losu, skazanego na nieadekwatność i koniec pozbawiony spełnienia. Bernhard ochoczo wspiera ten nastrój, urzędowy sarkazm podbijając hiperbolą i absolutyzowaniem swych niepochlebnych sądów przy pomocy wielkich kwantyfikatorów. Kto uwierzyłby, że życie wygląda właśnie tak, jak przedstawia je autor, może się z nim z miejsca rozstawać. Rzeczywistość jest tu filtrowana przez stany depresyjne. Więcej, Bernhard przyznaje się do szaleństwa, stawiając się w jednym rzędzie z zamykanym okresowo w szpitalach psychiatrycznych Paulem, jedynie odmiennym okolicznościom oraz żartobliwie strawestowanej starej prawdzie o zbawczej roli sztuki przypisując fakt, iż sam nie poddał się całkowicie chorobie.

Jak zauważa w posłowiu Marek Kędzierski, realny-zmyślony Paul Wittgenstein staje się do pewnego stopnia pretekstem dla Bernharda, by mówić o sobie. Paul stanowi lustro, w którym ogląda się autor; dostrzegając dzięki temu więcej szczegółów; ale czy wszystkie z nich są prawdziwe? Tego fascynującego zagadnienia nie sposób chyba jednoznacznie rozstrzygnąć, skoro autor porusza się na granicy prawdy i zmyślenia z ogromną swobodą.

Wydawałoby się, że bohaterowie opatrzeni logiem egzystencjalizmu przebrzmiewają w dzisiejszej, nakierowanej na społeczną świadomość kulturze. I choć do wielu elementów nowej rzeczywistości podchodzę krytycznie, za tego rodzaju buntem mógłbym akurat nie tęsknić. Paradoks polega jednak na tym, że w nadchodzącej (a może już obecnej?) epoce siłowego uniformizowania poglądów potrzeba – a może nawet obowiązek – indywidualnej, idącej pod prąd postawy nieuchronnie się odradza.

utracjusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *