Duszna, gorączkowa opowieść o próbie ziszczenia kontrowersyjnej utopii przy pomocy bardzo nieortodoksyjnych środków; o smutnej powtarzalności rewolucyjnych mechanizmów; o zagubieniu człowieka, który nie może już znaleźć dużej dłoni do schowania swojej małej rączki. Brzmi jak pisana wczoraj, a nie ponad 90 lat temu.
W krótkiej powieści pomieścił Arlt bezmiar ludzkiego nieszczęścia, najróżniejsze odmiany tego ssania duszy, na które nie ma lekarstwa. Egzystencjalne bóle i rozterki ubiera w język prosty, ukwiecony jednak od czasu do czasu zaskakującymi metaforami.
Portretuje przedstawicieli dolnych warstw społecznych, których dorastanie w biedzie i przemocy pozbawiło perspektyw, i dla których jedyną formą ucieczki od paskudnej rzeczywistości są wyprawy odbywane we własnym umyśle, eskapistyczne rojenia o majątku i zemście.
Młode państwo argentyńskie, zalane falą emigrantów z Europy, wstrząsane kryzysami i przewrotami, nie jest w stanie zapewnić poczucia stałości, bezpieczeństwa, co przyczynia się do spotęgowania i tak już niemałych indywidualnych lęków i frustracji.
Myśli Erdosaina i pozostałych protagonistów nie są uporządkowane według żadnej zasady, przypominają raczej dziki żywioł zwracający się co chwilę w innym, nieoczekiwanym kierunku, nic więc dziwnego, że ich czyny również nie układają się w logiczne ciągi zdarzeń. Oddaje to gorączkowa, rwana narracja, odzwierciedlająca skrajne emocje kipiące w zdesperowanych umysłach.
Niejako na marginesie – bo nie jest to zasadniczą treścią książki – obnaża Arlt urzędowy cynizm polityków, którzy przy doborze sztandaru kierują się nie wartościami, tylko spodziewanym efektem, wizerunkiem nowego wspaniałego świata przykrywając stare i bardzo niewspaniałe ciągoty.
Na końcu trzeba podkreślić niebywały talent profetyczny autora, który antycypuje zbiorowe szaleństwo XX wieku. To, co jest u niego wypaczone w krzywym zwierciadle groteski, miało się wkrótce ziścić na niewyobrażalną skalę i za sprawą szaleńców, zdawałoby się, nie mniej fantastycznych niż bohaterowie tego cudeńka.
utracjusz