Type and press Enter.

Józef Wittlin / Orfeusz w piekle XX wieku

To była znajomość, która trwała ponad miesiąc, nie tyle nawet ze względu na obszerność tego zbioru, w wydaniu Instytutu Literatury poszerzonego jeszcze o obficie zakrojone i nie zawsze niezbędne przypisy, ale przede wszystkim z uwagi na intensywność zawartych tu treści, co fascynujące, przekazanych w sposób przejrzysty i czytelny. Wittlin od młodych lat posiadł sztukę pozornej prostoty, a ćwicząc się w tej sztuce, trenuje jednocześnie czytelnika w sztuce uważności.

Z tych stron wyziera kultura umysłowa i językowa, która dziś zdaje się iście fantastyczną, niemożliwą do osiągnięcia bądź napotkania. Arsenał Wittlina obejmuje gruntowne wykształcenie i swobodę w operowaniu pełnym zestawem środków stylistycznych (w końcu to również poeta). Z tych tekstów po prostu wyziera klasa, podparta absolutnym brakiem efekciarstwa.

W pierwszym tomie najbardziej ujmują eseje podróżne. Na przykład „O pewnym moście” – arcydzieło na jedenastu stronach, w kilku trafnie dobranych obrazach kwitujące absurdy cywilizacji i ironicznie rozprawiające się z jednostronnym mitem o zbawienności postępu. Bo trzeba przyznać, że jednostronne mity w ogóle nie należą do ulubionych mitów tego pisarza, który z repozytorium starożytności czerpie przecież ze szczególną ochotą.

Wittlin prezentuje postawę, którą można określić jako krytyczną życzliwość – składają się na nią rzetelność, dociekliwość, łagodna ironia, zdrowy rozsądek, humanizm, niezależność myśli, wreszcie odporność na mody. Niekiedy w swoich ocenach – na przykład dzieł literackich – powoduje się wprawdzie ideologią, jako człowiek wierzący, ale wówczas czyni to z otwartą przyłbicą, bez uciekania się do niskich sztuczek.

Co charakterystyczne, w recenzjach ma Wittlin tendencję do koncentrowania się na warstwie problemowej omawianych książek; w efekcie przytacza zazwyczaj całą fabułę jako mniej istotną, czym nie zaskarbiłby sobie sympatii większości dzisiejszych czytelników, zafiksowanych wyłącznie na tym, czy (a raczej jak) pan baron (a raczej pan gangster) posiądzie (a raczej zerżnie) panią hrabinę (a raczej panią szarą myszkę).

I cóż to za znakomity zabieg kompozycyjny – tekst zawierający credo autora pojawia się jako ostatni, ale tym dłużej wybrzmiewa ono w głowie czytelnika. A jest to credo, które powinien sobie wziąć do serca każdy twórca, który myśli o sobie jako o twórcy.

utracjusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *