Type and press Enter.

O Amerykańskim Śnie i polskim przyglądaniu się / Czapski & Gershwin

I

Koniec XIX wieku. Dwa wielkie światy i wielka granica, Atlantyk, między nimi. Płyną jeden za drugim, wielkimi, przeładowanymi statkami. Do lepszego świata, żeby sięgnąć po sen i przemienić go w jawę. A zimne wody Atlantyku zmywają z nich resztki starego świata. Od teraz będą nowi.

Płynie wśród nich Moryc Gershowitz, za snem i miłością podobno. Ale to jest jego życie, to są jego sprawy. Ani szczegółów rejsu, ani portretu szukać nie będziemy, z pewnością jednak stwierdzić możemy, że udało się. Kilkadziesiąt lat później następuje wielkie spełnienie, w którym Moryc uczestniczy już tylko pośrednio, któremu poniekąd starał się zapobiec. Jego syn, George Gershwin (rodzina zamerykanizowała nazwisko) nie tylko realizuje swój wielki sen, ale i nadaje ton snom innych.

*

W minionym tygodniu trzy rzeczy zaistniały jednocześnie. Najpierw sięgnąłem po Tumult i widma Józefa Czapskiego (inspirowany świetnym tekstem Utracjusza, do którego jeszcze odsyłał będę). Później, bez większego powodu sięgnąłem po muzykę George’a Gershwina. W drugim, może trzecim dniu tej lektury przeplecionej ze słuchaniem, miała miejsce rocznica śmierci kompozytora, a radiowa Dwójka, podrzucając kilka audycji, jeszcze bardziej spoiła obie dziedziny.

II

Czapski z kompozytorem nie ma w zasadzie nic wspólnego. Stany odwiedza w kilkanaście lat po śmierci tamtego, pisze jednak o rzeczach wciąż aktualnych. I ciężko nie odkryć jakiegoś nakładania się, współbrzmienia u obu z nich. Mowa tutaj będzie tylko o jednej z trzech części składających się na Tumult i widma – tytułowej części drugiej.

Malarz wkracza w świat sobie obcy. Odwiedza co prawda środowiska polskie, całe teksty poświęca jednak na opis niesamowitego fenomenu: wrastania w ów „Amerykański Sen”, który w naszej świadomości funkcjonować może jako pewnego rodzaju slogan, puste hasło. Czapski przyglądając się owej Ameryce z bliska, zaskoczony stwierdza, że nic podobnego, że ów American Dream to jest rzecz absolutnie namacalna i prawdziwa!

W pierwszym eseju drugiej części, (Prawie niebo) autor przemierza wielkie fabryki, rzeźnie, zakłady przemysłowe rozlewające się na całe miasta i jest w niemałym szoku. Pyta jednego, drugiego, piątego, dziesiątego robotnika: jak ci się powodzi? Jak żyjesz? I okazuje się, że żyje im się świetnie. Z jednej strony przez dobre warunki i możliwości, jakie daje młody, tętniący i rozwijający się kraj (tutaj porównanie z Europą. W Ameryce praca, nawet ciężka i mało znacząca jest w połowie wieku XX gwarantem spokojnego i dobrego życia. O nędzy nie ma mowy!). Z drugiej zaś, wszystkich napędza ten stale płynący pod spodem duch wielkiego, spełniającego się snu.

Mijamy więc ludzi nie tylko zadowolonych z tego, że pracują, że zarabiają i żyją na poziomie – wszyscy oni ogarnięci są jakimś przemożnym urokiem! Uśmiechy na twarzach, życzliwość i uczynność i przede wszystkim duma i wielkie przywiązanie, to jest ich kraj. „Tu jest prawie jak w niebie” wyzna autorowi jedna z rozmówczyń i wyznania tego (wyczytuję to pomiędzy wierszami) uczepi się Czapski jak brzytwy. A dokładniej owego „prawie”. Przyglądał się będzie ze zdziwieniem, z poczuciem, że coś tam jest nie tak, że coś tam musi nie grać… ale nie znajdzie tego czegoś!

III

Czytam, a w tym samym czasie gra Gershwin. Melodie skoczne i frywolne (słucham utworów fortepianowych w wykonaniu Maurizzio Zaccarii) jako żywo przywodzą na myśl tego skocznego ducha musicali, Broadwayu, początków Fabryki Snów… Jakże odległy to świat i obcy, jakże lekceważące budzi skojarzenia… Ale ile w tych tonach i dźwiękach jest jakiejś dziwnej magii, czegoś niezwykłego… To chyba ta sama rzecz, której Czapski przyglądał się z mieszaniną podziwu i nieufności.

Puśćcie sobie Państwo Walking the dog. Skoczny i filuterny, skąpany w słońcu (choć sąsiadujący z Deszczową piosenką) spacer z psem. Podskoki, świat wokół kwitnie, promienie tańczą na murach pnącego się wysoko miasta, mijani ludzie uśmiechnięci, gotowi do pomocy, jak mantrę powtarzający thanks, i’m fine! Czy nie tymi samymi chodnikami chodzi Czapski w swoich esejach?

Ale jest tam coś więcej. Czapski to zaledwie dostrzega i zanotowuje, ale Gershwin… to jest część jego duszy! Posłuchajcie tylko tych sąsiadujących ze sobą dźwięków, mimo całej swojej lekkości nie tracą tej niesamowitej magii płynącej być może z poczucia bycia w miejscu i czasie magicznym i wyjątkowym.

George musiał odczuć to na własnej skórze. Syn emigrantów ciężko dorabiający się jakiegokolwiek statusu. Przez ojca przymuszany do nauki ekonomii, w akcie zrywu rzuca szkołę i zajmuje się graniem i komponowaniem. Jako nastolatek pracuje w wydawnictwie płytowym (gra, prezentuje klientom utwory, jakimi wydawnictwo dysponuje), w międzyczasie wydaje swoje utwory, pierwszy, gigantyczny sukces odnosi już w wieku lat 22. Miliony sprzedanych kopii napisanego przezeń utworu. Wielka sława i bogactwo, Amerykański Sen wybucha przed jego oczami!

IV

Rzecz najważniejsza. Po co Czapski jedzie do Ameryki? Poprzyglądać się tamtejszym emigrantom i autochtonom? Bynajmniej! On tam jedzie świadczyć o prawdzie! To jest rzecz wielka. Spotyka się z rodakami w ramach obleganych spotkań, których głównym celem jest opowiadanie o Katyniu, koszmarze, o który się otarł. Może stąd próba dostrzegania tych zgrzytów (pełna życzliwości!), gdy niesie się Prawdę, patrzeć trzeba głębiej.

Te dwa światy ścierają się w samym malarzu, o czym już pisałem – o tym podziwie i nieufności, dziwnym przeczuciu, że coś tu musi nie grać. Ale one ścierają się także w tym świecie, który wraz z nim zastajemy. Świecie, gdzie ciężka praca przynieść może w zasadzie każdy upragniony owoc. W świecie, w którym mówi się tylko dobrze, tylko pochlebnie, w którym każde większe spotkanie to okazja dla mów pochwalnych. W świecie, w którym zjawisko śmierci spycha się na bok – świetne akapity o amerykańskich uroczystościach pogrzebowych, polecam!

Ale te dwa światy dźwięczą też w tych Polakach, których Czapski tam spotyka. Spotkania obfitują w starszych ludzi, ale młodzi… gdzie są młodzi? Jeden z rozmówców wskazuje telewizor grający w odwiedzonym lokalu i z pewną goryczą stwierdza: tylko to ich już interesuje. Złoty sen rozlewa się i nie bierze jeńców. To jest już ich kraj. Tutaj są ich serca, tutaj jest ich skarb.

Jeden z rozmówców Czapskiego, obwożący go wszędzie młody człowiek, jest tego pełnym obrazem. Polska bliska, ale tylko dlatego, że matka była Polką, że w domu dbała o pamięć. Ale to już jest nie jego świat, Polskę kocha jedynie jako coś drogiego najdroższej mu osobie. I rozmowy, rozmowy, mnóstwo rozmów. W tym ta jedna, najważniejsza: o poezji. I nagle trafia na cytat z Norwida, w którym rozmówca znajduje dosłowny opis matczynych zwyczajów i odruchów… wybuch emocji i czułości! Wielkie rozczulenie i głód, głód coraz większy!

Czapski przytacza słowa tego chłopaka, polszczyzna to łamana, ale to nieważne, to nieważne, bo płonie w nich prawdziwy głód, prawdziwa miłość. Pożerane książki, cytaty, którymi się wymieniają, utrzymywany kontakt… To jest piękny moment. Moment zarażenia słowem, miłością do Słowa i wielkim głodem tego, co piękne, dobre i mądre. Czapski zaświadcza, widział na własne oczy!

V

Co prawda pierwsza część Tumultu i widm trafiła do mnie mocniej i zmiotła mnie (mówiła o świecie, który znam)… Ale ta druga, tych osiem tekstów (nie wszystkie są o USA, dwa ostatnie odpływają) to była wyprawa w świat obcy i nieznany, ale jakże zachwycający!

I ten Gershwin, grający w tle, wszystko pięknie uzupełniający, niejako pieczętujący i potwierdzający zza pleców Czapskiego: to wszystko prawda! Tak, żeby nikt nie śmiał pomyśleć, że ów Amerykański Sen to jedynie wydmuszka, legenda powtarzana w filmach! Żeby jasnym było, że był czas i było miejsce, gdzie sny stawały się prawdą i niebem. PRAWIE niebem.

PS

Z wszystkich sił zachęcam do odwiedzenia tekstu Utracjusza, który do książki Czapskiego poszedł całościowo i, co najważniejsze, napisał niesamowite słowa o samym Czapskim (ja tutaj nie napisałem o nim nic. Tylko o jego przyglądaniu się). Odsyłam dla pełnego obrazu: https://statekglupcow.wordpress.com/2017/06/21/malarz-literatury-jozef-czapski-tumult-i-widma/

Niesławny Paweł M.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *