Type and press Enter.

TARNINA / MARTA KUCHARSKA

Tarnina Marty Kucharskiej to jest książka o odchodzeniu i utracie, dziejąca się już po wszystkim, po tym odejściu, po tym traceniu, po tym jak pogasły już znicze, rany się pogoiły i zaczęło się już codzienne życie, które mimo wszystko toczy się dalej. Bo to jest w sumie książka o tym, że tym, którzy odchodzą trzeba oddać sprawiedliwość, przeżyć ich odchodzenie razem z nimi, a potem, gdy tamci już pójdą, przetrawić to, wynieść coś z tego.

Bohaterka książki, młoda lekarka, Antonina wyjeżdża do małej wioski na południe, pod granicę z Czechami, bo jej zmarła półtora roku wcześniej ciotka miała tam dom, o którym nikt w rodzinie niczego nie wiedział. Sprawa leżała odłogiem mnóstwo czasu, odstraszała, wszystkich członków rodziny koniecznością ponownej konfrontacji ze zmarłą, przeszłość widać razić nie przestała, rany może i zagoiły się, ale kości pod nimi pozrastały się krzywo. Ale sprawę rozwiązać trzeba, jechać hen, daleko i odkryć to ukryte życie ciotki.

Ukryte życie zmarłych potrafi być zaskakująco zadziwiające, o czym bohaterka przekona się już na miejscu, gdzie okaże się, że Wandę, jej ciotkę, wszyscy tutaj znają, poważają, na swój sposób kochają, nawet największe świnie. Wanda miała tu miłość życia, Wanda miała tu przyjaciół ze studiów, z którymi artystycznie się realizowała, Wanda miała tu na pieńku z kilkoma typami, Wanda złamała tu parę serc. I nikt o jej śmierci nic nie wie, później będzie z tego parę nieporozumień.

Okaże się też, że późniejsze rozdziały lekko zmieniają optykę, trawienie utraty, szukanie śladów po zmarłej i jej tajemniczym życiu schodzi na drugi plan, na pierwszym zaś ląduje Tośka, ze swoim tu i teraz. Z tym, że nakłamała w sprawie ciotki i nie wie jak to odkręcić, z namolnym, grubiańskim sołtysem, z kimś kto jej się być może spodoba, z byłym ukochanym Wandy. Obca przestrzeń, obcy ludzie, żyjący inne życia w innym świecie, część z nich nastawiona wrogo, część nieufnie, część ciekawsko, ale część też przyjaźnie.

To taki nawias, w który można wziąć życie w oddaleniu od życia codziennego, zwykłego, to taki czas, w którym pewne rzeczy można przetrawić, przepracować, zwyczajnie przeżyć. Jest sprawa tej żałoby, teraz rozgrzebanej na nowo, gdy wszystko wokół przypomina tę, która tu była, której już tu nie ma. Ale jest też sprawa samej Tośki, tego jak żyje swoje życie, jaka jest w stosunku do innych, jaka jest w stosunku do siebie. Czas przetrawienia pewnych krzywd, rozczarowania samą sobą, niezadowolenia z życia. Czas na znalezienie samej siebie, jakkolwiek sztampowo to nie brzmi (szczęśliwie autorka wprost o tym nie mówi!).

W oczy od razu rzuca się pewna lekkość i pogoda z jaką opowieść jest prowadzona. Pełno tutaj zwykłego, codziennego życia, pełno zabawnych sytuacji, pełno uśmiechu. I to jest szalenie dobre, na miły Bóg!, na co komu tyle smutnych, ponurych i przytłaczających książek, ten kraj jest za mały na dwóch Szczepanów Twardochów! Najpierw anegdoty z rodzinnych uroczystości, potem grupa wiejskich pijaczków, pełna werwy i pogody (ale jednocześnie groźna) Mietlica i sołtys ze swoim wypchanym rysiem, dla mobilności przymocowanym dla deskorolki. No i sama Antonina, trochę nieporadna, trochę przewrażliwiona, z tendencją do mówienia tego, co nie trzeba. Wszystko to przynosi sporo jasności, a jest to przecież książka o żałobie.

No i druga sprawa – w dalszych rozdziałach, gdy książka przenosi się na południe, wkracza na zupełnie nowe obszary. Do starego świata przesyconego śpiewem z nabożeństw, wypełnionego mnóstwem przesądów zaczerpniętych z tradycji, w której pobrzmiewa sporo nut pogańskich. Wiele rzeczy dzieje się tutaj na granicy jawy i snu. Bohaterce, przez większość książki towarzyszy licho, czasem zjawiają się jakieś zwidy, o których nigdy do końca nie wiemy, czy są prawdziwe czy urojone. Mietlica rzuca klątwy, zbiera zioła i jak trzeba na jakąś dolegliwość pomóc to pomaga. Dużo tu takich swojskich, folkowych obrazków i to naprawdę dobrze tu wszystkiemu robi.

To w sumie tyle. Chyba dość jasno z poniższych rozdziałów wynika, że po książkę sięgnąć warto, nie będę więc tego za Państwa podsumowywał, Państwo już duzi jesteście, sami się zorientujecie.

niesławny paweł m, syn Marka i Wiesławy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *