Type and press Enter.

NAJAZD OBCYCH Z PIWNICY / JACK FINNEY / INWAZJA PORYWACZY CIAŁ / WYMIARY

Jack Finney, Inwazja porywaczy ciał, Wydanie II, Czerwonak, listopad 2023.

Inwazja porywaczy ciał to klasyczna już powieść science fiction, opublikowana w 1954 roku przez Jacka Finneya. Rzecz jest cholernie sugestywna i porywająca, co poprzeć mogę nie tylko moimi subiektywnymi wrażeniami, ale też faktem, że przez tych 70 lat od napisania, książka doczekała się aż czterech ekranizacji (angażując w międzyczasie m.in. Nicole Kidman, Daniela Craiga, Donalda Sutherlanda, czy Jeffa Goldbluma). Ma w sobie ta opowieść jakiś niezaprzeczalny magnetyzm, każący czytelnikowi śledzić kolejne wydarzenia z niemałym zaangażowaniem.

I rzeczywiście dość mocno to odczułem – głównie za sprawą elementów grozy – i tak jak zazwyczaj w literaturze jestem na nie odporny, tak tutaj mocno dały radę. Finney poświęca pierwszych kilkadziesiąt stron na to, żeby spokojnie i drobiazgowo naszkicować pejzaż małego, amerykańskiego miasteczka, w którym przynajmniej kilka osób uparcie twierdzi, że ich bliscy zostali podmienieni albo zastąpieni, w każdym razie coś jest z nimi nie tak, nie są sobą.

W psychiatrii funkcjonuje coś takiego jak Zespół Capgrasa – od nazwiska francuskiego psychiatry, Josepha Capgrasa, który jako pierwszy w 1923 roku opisał to zaburzenie, polegające na przekonaniu chorego, że jego bliscy zostali podmienieni na co prawda identycznie wyglądające, ale obce osoby. Finney co prawda stara się w pewnym momencie mylić tropy i podsuwać czytelnikowi racjonalne wyjaśnienia fabuły, popychając przy tym bohaterów w kierunku obłędu, nie wykorzystuje jednak do tego Zespołu Capgrasa, zamiast tego powołując się na funkcjonujące w historii przypadki zbiorowej histerii (w tym moją ukochaną epidemię tańca z szesnastego wieku).

W pewnym jednak momencie główni bohaterowie trafiają do domu swoich przyjaciół, którzy w piwnicy odkryli ciało mężczyzny niepokojąco podobne do jednego z nich, jakby szykujące się, niemal gotowe do podmiany. Nie mogą już liczyć na scenariusz urojenia, okazuje się, że ktoś rzeczywiście podmienia mieszkańców miasteczka. Ale kto, dlaczego i czy da się z tym cokolwiek zrobić – tutaj odpowiedzi nie ma.

Porywacze niesłychanie sprawdzają się w charakterze grozy, zwłaszcza, że elementy sf pojawiają się dopiero pod sam koniec, kiedy na jaw wypływa co jest co. Do tej pory mamy pełną niepokoju i tajemnic opowieść, w której natrafiamy wciąż na coraz bardziej osobliwe wydarzenia. Ten strach przed nieznanym sprawdza się tutaj znakomicie. Kokony z których wykluwają się ciała dopiero nabierające ostatecznych kształtów swoich przyszłych ofiar, wzbudzają ten niezwykły niepokój związany z tak zwaną Doliną nieswmowitości – są co prawda ciałami ludzkimi, ale jeszcze nieukończonymi – bohaterowie odkrywają, że nie posiadają one jeszcze linii papilarnych, zaś ich twarze, choć już ukształtowane, nie mają jeszcze rysów. To niby ludzie, ale brakuje im tego ostatniego pociągnięcia pędzlem, kropki nad i, jak zwał tak zwał.

Akcję przeżywamy z bohaterami, których działania nie zawsze są racjonalne, ale czytając, myślałem sobie, czy moje działania byłyby racjonalne, gdyby to w mojej piwnicy z kokonu wykluła się moja kopia mająca mnie lada moment podmienić… no, pewnie nie. Świetnie rozbudowana jest tutaj warstwa psychologiczna i nie chodzi tu tylko o to, że bohaterowie do końca nie wiedzą, czy są ofiarami zbiorowego obłędu, czy też świadkami rzeczywistego końca świata. Te pytania o bycie kimś innym, o podmianę tożsamości i samą tożsamość, to są cholernie złożone i przerażające sprawy wymykające się grozie jako takiej. I ten niepokój płynący z tego, że przecież wszystkie te wydarzenia mają miejsce w społeczności małego miasteczka, że dotyczą znajomych – czasem bliższych, czasem dalszych – staje się więc czymś namacalnym, podskórnym, bliskim. Dawno, już dawno żadna książka nie wywołała u mnie takiego niepokoju, nawet najprężniej gimnastykujący się Lovecraft porywał mnie co prawda nastrojem i tajemnicą, ale niepokoju nie wywoływał. A tutaj wszystko działa, wszystko siedzi.

Trzeba też zauważyć, że w latach 50 XX wieku istniało najwyraźniej zapotrzebowanie na treści tego rodzaju. We Władcach Marionetek autorstwa Roberta A. Heinleina z 1951 roku, Ziemia staje się celem inwazji kontrolujących umysły pasożytów. W Przybyszach z przestrzeni kosmicznej filmie bazującym na książce Raya Bradbury’ego  są to z kolei obcy duplikujący ludzi. W Kopii Ojca (the Father-thing) Philipa K. Dicka z 1954, ma miejsce taki sam scenariusz, z tym że tutaj akcja całościowo rozgrywa się w obrębie jednego domu, gdzie mały chłopiec odkrywa, że z jego ojcem coś nie gra i powoli dociera do strasznej prawdy. Wikipedia donosi też o brytyjskim serialu Quatermass II z 1955 gdzie przybyłe na Ziemię w postaci meteorytów kosmiczne pasożyty, przejmują władzę nad ludzkimi umysłami. Dużo tego, być może chodziło o pewne zmęczenie wizjami atomowej apokalipsy (sam Dick napisał w pierwszej połowie lat 50. kilkadziesiąt opowiadań na ten temat), które sprzyjało wyobrażeniom nieco mniej realnym, pozwalającym trochę odetchnąć od bliskich niepokojów Zimnej Wojny.

Jest koniec końców Inwazja porywaczy ciał książką niezwykle niepokojącą i intensywną, głównie za sprawą nieokreślonego, tajemniczego zagrożenia, które do samego końca pozostaje poza naszym polem widzenia, tak że czytelnik może jedynie gdybać. Po drugie jest tu ta kameralna atmosfera małego miasteczka, w którym wszyscy wszystkich znają i powoli odczuwają coraz więcej dziwnych zachowań u swoich sąsiadów i członków rodzin. Porywa, angażuje, niepokoi no i cieszy, bo to kawał dobrej grozy i (jak się na końcu okazuje – chociaż już okładka no i sam tytuł każą coś podejrzewać) science fiction jest.

niesławny paweł m, syn Marka i Wiesławy

Książkę do testów na ludziach dostarczyło Wydawnictwo VESPER, dzięki, pozdrowienia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *