W literaturze szukamy różnych rzeczy. Mogą to być ukojenie, radość, przygoda, ale też szaleństwo, na które nie możemy (bądź nie chcemy) pozwolić sobie w codzienności.
Niestety żyjemy w czasach, w których wystarczy spojrzeć za okno, aby doświadczyć tego ostatniego. Niemniej osoby autorskie dokładają wszelkich starań, by w dalszym ciągu zaskoczyć nas, czytelników, czymś nieszablonowym, zwariowanym do tego stopnia, że z kapci wyskoczyć można, za przeproszeniem.
Mocno do serca wziął to sobie Marcin Sergiusz Przybyłek, siadając do pisania „Orła Białego” – wydanego po raz pierwszy w 2016 roku przez Dom Wydawniczy Rebis i wznowionego teraz, w 2024, przez Wydawnictwo WarBook.
Pisarz przedstawił nam świat absolutnie przerażający, dążący do zagłady na skutek cudownego leku, który miał zapewnić ludzkości nieśmiertelność, jednak szybko doprowadził do okropnych mutacji. Ci, co zażyli środek, zmienili się w żądnych krwi orków – potwornie silnych, szybkich i… niemiłosiernie tępych – pragnących zabijać i zjadać ludzi (a czasami i innych orków).
Skąd jednak dostęp do ludzkiego mięska, spytacie, skoro jako gatunek byliśmy w posiadaniu leku na śmierć / mutagenu? Ano, żeby wprowadzić go do powszechnego użytku, należało się odpowiednio przygotować – nie tyle fizycznie czy psychicznie, ale systemowo. No bo co zrobić z takim ZUSem (w końcu nikt nie był już w stanie zaprzeczyć, że instytucja ta jest do wyjebania, za przeproszeniem), wiekiem emerytalnym (skoro jesteśmy nieśmiertelni, to trzeba tyrać non-stop?) itp. itd.
Nietrudno się więc domyślić, że w Polsce wprowadzenie tak gruntownych reform szło opornie. No dobra, w ogóle nie szło. Dosłownie wszystkie narody świata zdążyły się dogadać i udostępnić obywatelom lek, a my w dalszym ciągu pozostawaliśmy w czarnej… dziurze. Zawsze źle: a to na prawo wkurzeni, a to z lewej – obrażeni.
Jak się jednak okazało, nasza największa wada, czyli brak umiejętności prowadzenia dialogu, tym razem była dla Kraju nad Wisłą zbawienna. Bo kiedy nagle świat stał się zielony, MY pozostaliśmy ludzcy (może z małymi wyjątkami, ale o tym doczytacie sami), a Polska to wciąż Polska. Twierdza Polska.
Czy to happy end „Orła Białego”? Bynajmniej! To dopiero początek tej historii. Co z tego, że Polacy ocaleli z zielonej zagłady, gdy doszło do sytuacji, w której gdziekolwiek się ruszysz za tak zwaną „zagranicę”, wszyscy chcą cię zeżreć.
A skoro tak, to trzeba się bronić. Jeśli oni nas zębami, my ich ołowiem!
Czujecie już ten klimat?
Książka odpowiedziała na wiele pytań, które nurtowały mnie od dawna. Na przykład, co się stanie, gdy pisarze w osobach Roberta Szmidta, Witolda Jabłońskiego i Arkadego Saulskiego staną naprzeciwko siebie i zaczną się napierdzielać, z czego jeden jest orkiem ryczącym „APOKALIPSA!”, drugi kapłanem wierzeń słowiańskich, a trzeci – chrześcijańskim (zgadujcie, który to który).
Czy czujecie już ten klimat?!
Jest zabawnie, ironicznie, ale też mocno militarnie. Walki są długie, ciężkie i krwawe, opisane z niebywałą precyzją (zwłaszcza wątki wokół sanitariuszki Runy robią wrażenie, na co wpływ bez wątpienia ma medyczne wykształcenie autora). To tak jakby cykl www Marcina Ciszewskiego został napisany przez Ziemka Szczerka.
Pamiętacie „Siódemkę”, kiedy bohater naszprycowany wiedźmińskimi eliksirami trafia do posiadłości januszowego przedsiębiorcy-gangstera wyglądającego jak Cezary Żak, i musi stoczyć walkę z pocztem królów i książąt polskich wychodzących z portretów? (Ach, piękna to książka, czytajcie Szczerka.)
No, to Marcin Przybyłek poszedł krok dalej i zrobił rozpierduchę totalną.
Myślę, że nawet osoby, które niezbyt lubują się w militarnych klimatach, znajdą w „Orle Białym” wiele frajdy i radości. Przede wszystkim dzięki humorowi autora i naturalnym, żywym postaciom, do których człowiek przywiązuje się w trybie natychmiastowym.
Należy mieć przy tym świadomość, że jak to bywa w opowieściach wojennych, przychodzi taki czas, że część z nich trzeba pożegnać – w ten czy inny sposób. I tutaj autor kilka razy złamał mi serduszko, ale trudno, na tego typu kopy w zadek musimy się przygotować.
W ogóle punkt kulminacyjny, czyli główna misja naszych Orłów, jest tak pełen napięcia i akcji, że nie sposób usiedzieć na miejscu, czytając. To bez wątpienia najlepszy fragment tej książki (i zarazem najdłuższy rozdział).
Na koniec chciałbym wyszczególnić trzy wątki, które zostaną w mojej pamięci na długo i już zawsze będą kojarzyły się z „Orłem Białym”.
(Uwaga, drobne spoilery!)
Po pierwsze: wspomniana ustawka pisarzy.
Po drugie: Michał Cholewa jako amerykański astronauta, „spadający” z kosmosu w sam środek rozróby.
Po trzecie: krótki, choć spektakularny występ księdza Maślaka z toruńskiego radia Marry Jazz (absolutne cudo).
Teraz pozostaje czekać na już zapowiedziane następne tomy!
Za egzemplarz książki do testach na ork… ludziach dziękujemy Wydawnictwu WarBook!