O, jaką radość przyniosło mi podwodne kiszenie się na dnie oceanu, pod kilometrami wody i niemożebnym ciśnieniem przez nie wywieranym, jakie zafundował mi Piotr Wattsowski w Rozgwieździe, swojej debiutanckiej powieści! Klaustrofobia, ciemność i wielki napór wszechobecnego H2O czyniły z Rozgwiazdy powieść miejscami metafizyczną, w której bohaterowie przez zejście na samo dno oceanu, do samych początków życia, docierali także do swoich własnych początków, na swoje własne dno, gotowa alegoria. Przepaść patrząca w nas, gdy my patrzymy w nią – to jedna z tych sytuacji, z tą różnicą, że tutaj przepaść wisi nam nad głowami i patrzeć trzeba w górę.
Za drugą część cyklu brałem się zatem przyodziany w nadmuchiwane kółko do pływania i kąpielówki, całkowicie porwany ciemnym klimatem czarnej topieli – tymczasem już w pierwszych chwilach książki główna bohaterka wychodzi na ląd i na lądzie pozostaje w zasadzie przez całą połać książki, nie licząc krótkich wizyt w jeziorach i mniejszych akwenach. Nie kryjąc rozczarowania zdjąłem kółko i kąpielówki, resztę lektury odbywając w starym, dobrym, pokładowym stylu, to jest z gołym dupskiem.
Dla przypomnienia – jednym z głównych wątków Rozgwiazdy, pierwszego tomu, było odkrycie w kominach geotermalnych życia – życia obcego, równoległego z tym, które znamy, funkcjonującego w pełni osobno i, co najważniejsze, znacznie sprawniej, niż to życie, które zapełniło ziemię. W naszym interesie jest zatem utrzymanie go na dnie oceanu tak, by nie wyszło na powierzchnię, bo jak już wyjdzie, może okazać się, że nie zniesiemy konkurencji.
Dwa akapity wyżej napisałem, że książka zaczyna się od wyjścia na suchy ląd, i tak – to wyjście dotyczy również owego jegomościa skrywanego dotąd pod całymi kilometrami wody. Kolejna książkowa apokalipsa zaczyna się tak, jak jeszcze żadna przed nią – od wyjścia na plażę. Innego końca świata nie będzie, innego końca świata nie będzie. Watts pisze hard science fiction, w tym przypadku trzeba dodać jeszcze przedrostek bio-.
Dość szybko na powierzchnię wychodzi także jedna z głównych wad książki – autor, choć jest genialnym fantastą, pisarzem jest jednak co najwyżej dobrym, co najbardziej daje się odczuć w mnogości ciągnionych za ogon wątków. Zestawienie katastrofy humanitarnej z przebogatymi korporacjami decydującymi o życiu i śmierci milionów, to jest świetny komentarz społeczny, pełne niepokoju spojrzenie w przyszłość, tak samo jak kontrolowanie niepożądanych wydarzeń na świecie przez kwarantanny (w których chodzi tak naprawdę o ludobójstwa dla dobra reszty ludzkości). Dochodzą także (znów) rozbudowane życia wewnętrzne bohaterów, będących prawdziwymi galeriami traum i krzywd. Szalenie rozbudowane zostają też wątki sztucznej inteligencji (rozbudowane genialnie, wręcz wizjonersko – przewidywanie działania sieci neuronowych i działających w nich algorytmów trafnie opisuje to, co oglądamy teraz, ponad dwadzieścia lat po napisaniu książki), algorytmów kształtujących myślenie całych mas społeczeństwa (to jest już niepokojąco znajome).
Tematów jest zatem mnóstwo, a każdy z nich ciekawy, mam wrażenie, że ta opowieść o bioapokalipsie na tym zatrzęsieniu trochę traci – co prawda dostajemy dzięki temu kompleksowy, skomplikowany świat, niepokojąco podobny do tego, w którym żyjemy – ale ceną za to jest spowolnienie tempa całości, lekkie rozmycie głównego wątku, który – uważam – jest genialny.
Trochę tu narzekam, można by odnieść wrażenie że książka nie podobała mie się, ale prawda jest taka, że – tak jak każdą wcześniejszą książkę Wattsa – czytałem Wir z wypiekami na twarzy, totalnie pochłonięty wizją końca świata, przyniesionego z dna oceanu przez ocalałą badaczkę, która teraz z chęcią się tym końcem świata podzieli z resztą ludzkości. Przenikanie się tych wątków z niepokojąco trafnymi przewidywaniami dotyczącymi SI i ponurą wizją korporacji sprawujących rzeczywistą władzę nad światem tworzy fascynującą całość.
I ja tę całość totalnie polecam, nawet jeśli momentami trzeba się przy niej zatrzymać i skupić na pobocznych wątkach. Cholera, wiele bym dał, żeby ktoś z tego zrobił serial, oglądałbym z tymi wypiekami i jarałbym się po raz kolejny. Czekam na kolejne (stare i nowe) książki Wattsa, pod ręką mam zaległą Echopraksję, do odświeżenia Poklatkową Rewolucję, kolejny tom o Ryfterach gdzieś na horyzoncie. Jest dobrze!
niesławny paweł m, syn Marka i Wiesławy
książkę do testów na ludziach dostaliśmy od Wydawnictwa Vesper.