Asturias w swoim Panu Prezydencie “sonduje otchłań niegodziwości”, pisze w posłowiu do książki jej tłumacz, Kacper Szpyrka (od którego, nawiasem mówiąc, książkę w ręce dostałem, dzięki!). To zdanie naprawde celnie podsumowuje to, co znalazłem pośród godzin lektury — otchłań niegodziwości.
Wiele razy robiłem sobie przerwę w czytaniu i zastanawiałem się czy jest jakaś ilość zła, którą świat jest w stanie unieść? Czy powyżej pewnej granicy płótno świata rozedrze się, tak jak wtedy, gdy zgromadzimy w jednym miejscu za dużo masy? Ale osobliwości jakoś nie powstają, świat nie zapada się sam w sobie, chociaż niestrudzenie dąży do przodu i zawsze ma w zanadrzu jakieś okrucieństwo.
Asturias nam tych okrucieństw nie szczędzi — oszalały nędzarz biegający jak zwierzę po mieście, zabity przez tajną policję; nieszczęśliwa, przesłuchiwana w areszcie kobieta, mająca tego pecha, że co prawda postradała zmysły, ale dopiero po tym, jak straciła już wszystko inne; nieudolny służący, który przez swoje pomyłki zebrał baty w liczbie dwustu (ten miał akurat to szczęście, że wszystkich dwustu nie doczekał). Każda z tych scen budzi sprzeciw i przerażenie. Tym większe, że autor opisywał nieco sparafrazowaną, ale prawdziwą dyktaturę mającą miejsce w Gwatemali w latach jego młodości.
Panu Prezydentowi daleko jednak do taniego szokowania i bezsensownego epatowania przemocą. To złożony portret dyktatury i reżimu. Pan Prezydent, choć we własnej osobie pojawia się być może na zaledwie kilku stronach książki, jest w niej obecny cały czas: zawsze patrzy, zawsze słucha, wszędzie ma swoich ludzi, a tam, gdzie ich nie ma, niby cząstki wirtualne, same z siebie pojawiają się donosy i zawiadomienia. Dlatego każdy z bohaterów książki doskonale wie, że nawet gdy jest sam, powinien mówić, a najlepiej i myśleć, to, co powiedziałby i pomyślał sam Pan Prezydent.
To nieustające napięcie przybiera wręcz surrealistyczne rozmiary, a wszechobecność Pana Prezydenta zdaje się być czymś niemal nadprzyrodzonym. Jedna postać rzuca cień na cały naród. Cień czarny, gęsty, ciężki. Całość zwraca się jednak w stronę groteski, gdy owego wszechobecnego dyktatora spotykamy we własnej osobie — nie wypada korzystnie w tych spotkaniach, okazuje się być karykaturą siebie samego. Pijanym, małym człowieczkiem, nie potrafiącym utrzymać zawartości żołądka, niezdolnym do jakiejkolwiek głębszej myśli wykraczającej poza wygodę i doraźną stabilność swojego urzędu.
Wielki kontrast między nim samym, a jego wielkim cieniem każe zastanawiać się — jak to jest? Jak ten cień do niego przymocowano, jak to możliwe, że ktoś tak rozczarowujący wywiera tak wielki wpływ na świat? To jest pytanie o dyktatury ogólnie, bo przecież już po ich upadku, okazuje się niezmiennie, że za wielką grozą przez cały czas stał mały człowiek, w pewnym sensie karykatura swojego cienia. Asturias przygląda się temu kontrastowi, ale i on bezsilnie rozkłada ręce i mówi: nie wiem.
Ta książka to też opowieść o zwykłych ludziach. Jeśli cień ma przykryć cały kraj, to przecież ręce Pana Prezydenta nie wystarczą, nie ważne jak bardzo by się starał przy jego rozciąganiu. Potrzeba tysięcy rąk i ich uczciwej, okrutnej pracy. Jeśli trzeba więc zatłuc kogoś na śmierć, robi się swoje, a potem wraca do domu i żyje dalej. Jeśli trzeba się wyprzeć oskarżonego o spisek brata, wypiera się go, odcina od reszty rodziny i żyje się dalej. Gdy przychodzi potrzeba, pisze się donos, choćby na przyjaciela najbliższego i żyje się dalej. Gdzie jest ta granica? Chciałoby się powiedzieć, że dawno temu i na drugim końcu świata, w Gwatemali, którą trzeba sobie wygooglować, żeby się dowiedzieć, gdzie w ogóle leży.
Ale Asturias podkreśla — to wszystko są normalni ludzie, tacy jak ty, czy ja. A granica wiedzie tutaj, w środku, w każdym z nas. Wszyscy mamy w sobie ukryty talent do bycia obojętnym, złym, nikczemnym i potrzeba jedynie odpowiednich warunków, żeby go wydobyć. Czasem znajdzie się ktoś, kto doskonale eksploatuje te złoża zalegającej w nas czerni.
Książkę Asturiasa polecam mocno, podnosi wiele tematów, które niestety wracają do życia w tym albo innym miejscu na świecie, dotyczą naszej przeszłości, ale być może i przyszłości. Rozczarowujący nikczemnik z wielkim cieniem zawsze gdzieś się znajdzie, a jeśli zjawi się i okazja, wykorzysta ją bez skrupułów. Literacko bardzo wysoko, język jest piękny, a Asturias dał swoim przyszłym translatorom okazję do popisów — z tymi śpiewnymi, pełnymi powtórzeń opisami, zniekształconymi emocjami scenami, mrokiem wciskającym się to tu to tam — i autor przekładu z tej okazji skwapliwie i owocnie skorzystał. Czytałbym najchętniej na głos, albo usłyszał w brawurowej interpretacji w jakimś audiobooku!
Sięgnijcie po Pana Prezydenta, skoro taki prezydencki czas teraz mamy. Posondujcie trochę tę otchłań niegodziwości — w świecie i w sobie.
niesławny paweł m, syn Marka i Wiesławy
Za książkę do testów na ludziach dziękuję Kacprowi Szpyrce i Państwowemu Instytutowi Wydawniczemu!