Type and press Enter.

Historie Zakulisowe #12 (6) / Zniknięcie Profesora P.

1

Jedni mówili, że zwariował. Najłatwiej pomyśleć, że znikają szaleńcy. Widywano go podobno, jak szukał czegoś jedną dłonią w starych murach kamienic, mamrocząc coś cicho do siebie. Jeden z dawniejszych studentów, dziś emerytowany teoretyk religii świata, poinformował rektora, że Profesor P. był widziany 29 listopada 1966 roku o godzinie 23:13 przy rdzewiejącej rynnie kamienicy, w której organizowano seanse spirytystyczne. Odnotowano jeszcze kilka, do dziesięciu mniej lub więcej sensacyjnych doniesień w sprawie niezrozumiałego zniknięcia Profesora P.

 

Niewiele dowiedziano się od bliskich zaginionego. Niemal wszyscy byli już po drugiej stronie świata. Zdawali się milczeć, a w każdym razie nie złożyli żadnego nowego doniesienia. Młodszy brat mieszka za oceanem. Zbyt daleko, aby coś usłyszeć.

 

Piętnaście lat temu istniał pewien trop. Profesor P., ekscentryczny wykładowca mitoznawstwa porównawczego, przygotowywał się do podróży do Grecji. Jego celem był górski masyw Osa.

 

Od tego czasu minęło wiele murów, książek, nasion słoneczników. Starożytni Grecy czcili kolistość życia.

 

2

Mogło się zdawać, że droga jest dzika i stroma. Owszem, oddychałem ciężko, a wzgórze piętrzyło się długo. Wreszcie rozbłysły białe jak śnieg okiennice.

 

Czasem droga herbaty od dzbanka do filiżanki przypomina wytrwałe cerowanie przepaści. Suche, kościste ręce nie drżały. Były jak zwykle osłupiająco metodyczne, a ja widziałem w tym wrzącym napoju nieskończony ocean z bursztynu.

 

– Panie profesorze, tam naprawdę wszyscy pana szukają. Proszę zrozumieć niepokój przyjaciół. Ja muszę im coś powiedzieć. Być może wie pan, że rektor poprosił o pomoc agenta tajnej policji. Zaraz pana znajdą.

– Kochany, mam do ciebie gorącą prośbę. Tutaj pod biurkiem są moje nowe wykłady. Dziesięć języków, ale tylko dwa są nieprzekładalne. Idź proszę do nich i czytaj w moim imieniu.

 

Żadna mucha czy muszka nie przyszła mi na pomoc. Tylko wściekła biel okiennic na granatowej płachcie wrześniowego zmierzchu. Tylko biel okiennic.

 

– Panie profesorze, ja…

– Wyjeżdżam. Doktor Hades obiecał, że zrobi coś z moimi snami. Jestem w nich za młody i nie pamiętam, że wszystko umiera. Poza tym jej palce są niecierpliwe. Nie czujemy smaku naszych ciał.

– Profesorze, ja nie mogę…

 

Cztery słowa zupełnie bez życia. Profesor P. uścisnął mi rękę i odszedł w czarną otchłań  wilgotnego pokoju.

 

Czułem, że nigdy go już nie zobaczę.

 

 

TEKST: MERSAULT (ADAM)
ILUSTRACJA: REMEDIOS VARO

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *