Type and press Enter.

Czechowicz, Przemiany (ostatnia stacja, lądowanie) / Wiersze podebrane #2

Żyjesz i jesteś meteorem”, rozpoczyna się wiersz w debiutanckim tomiku Józefa Czechowicza. W momencie premiery poeta ma lat dwadzieścia cztery, w momencie pisania pewnie mniej. Cały tomik to rzecz o przemianach i szczytowym jego momentem jest wiersz mający owe przemiany w tytule. Zatem: „żyjesz i jesteś meteorem”. Dalsze wersy przynoszą obraz na wpół mechanicznego, stałego jednak i bezpiecznego bycia, mieszczenia się w ramach: „myśli masz ryte w metalu / krążą po dziwnych kółkach (nigdy nie wyjdą z tych kółek)”. Ale kończy się ta sielanka słowami: „i nagle coś się zepsuło”.

Można pomyśleć, że w swoim tomiku Czechowicz zachłystuje się technologią, świetlistym wiekiem XX, w który dopiero wchodzi. Ale to tylko pierwsze wrażenie, tak jak pierwsze wersy Przemian. Zaraz po tym przychodzi przemiana. Oto człowiek początków XX wieku, pewny swojej siły i siły swego rozumu, wykoleja się, wpada w przepaść niepewności, nieustających zmian, ruchu, pędu. Świat w którym żył, okazał się być jedynie małym świata wycinkiem, nijak mającym się do całości. Jak czuje się człowiek wytrącony z torów. Jak czujesz się TY wytrącony z torów?

______________________________________________

Dajmy na chwilę spokój Czechowiczowi, zajmijmy się nami, światłymi ludźmi XXI wieku i naszym antropocentryzmem, którego wyzbyć się nie umiemy. Na co komu poezja w której nie da się znaleźć żadnego „ja”, albo przynajmniej „my”?

Od kilku miesięcy wokół Jowisza, naszego starszego brata, krąży sonda Juno i robi mu mnóstwo pięknych, wręcz oszałamiających zdjęć. Możemy przyjrzeć się z wielkiego bliska rzeczom, na które do tej pory patrzeliśmy z odległości. I Jowisz, ze swoimi chmurami, wirami i prądami, na tych zbliżeniach wygląda jak wielka szklana kulka, wypełniona dla ozdoby kolorową farbą. Patrzę na Wielką Czerwoną Plamę i myślę sobie, że wygląda, jakby przed chwilą zmąciła jej powierzchnię twoja ręka… Ot zawirowanie, burza.

Tutaj wyciągam cytat z Marka Oramusa i jego Arsenału, jakże trafnie wyraził tam autor moje odczucia w stosunku do tej „szklanej kuli”:

Wyrośliśmy i zostaliśmy ukształtowani w cywilizacji, gdzie każdy przedmiot, każdy twór powołany był ze względu na człowieka. Nawet Księżyc zdawał się wisieć na niebie wyłącznie po to, by świecić zakochanym. Nasz świat – z niewielkimi wyjątkami – stara się traktować człowieka jako podmiot, najważniejszy element. Tu – zastanawiałem się przez moment – nikt nas nie oczekiwał. Żyliśmy przez długie lata o sześćset milionów kilometrów stąd, teraz przylecieliśmy z wizytą. Pobędziemy tutaj, odlecimy z powrotem, narodzą się nasze dzieci i wnuki, potem wnuki naszych dzieci i wnuki naszych wnuków – a tu ciągle, bez najmniejszych przestojów, będzie działać ta przeraźliwie dokładna i samowystarczalna maszyneria.

Trwa gdzieś tam ten gigant, zawieszony w pustce. I to, że my sobie go tu podglądamy, że mamy już teorie odnośnie jego bogatego wnętrza, żeśmy mu księżyce policzyli i szlak jego zbadali i przewidzieli… to wszystko mało go obchodzi, nie bardzo interesują go przemyślne plany myszy i ludzi.

______________________________________________

Jest u Lema, w Niezwyciężonym taka scena, już pod koniec, w której główny bohater z przerażeniem leży na ziemi i przygląda się niezrozumiałemu, morderczemu rytuałowi buczącemu mu nad głową. Patrzy i patrzy, ale nic z tego nie rozumie. I nagle dociera doń świadomość pewnej małości i poczucie pokory. Nie zawsze musimy być odkrywcami i zdobywcami. Nie musimy, a może nawet i nie możemy wszystkiego zrozumieć. Szok trwa przez chwilę. Korona spada z głowy, następuje wykolejenie. Myśli nawykłe do biegu po stałych torach, nagle z nich wyskakują – zupełnie jak w wierszu Czechowicza – „i nagle coś się popsuło”. Z tym że coś się właśnie naprawiło.

______________________________________________

Na koniec, w ramach jakiejś klamry, wracam do Czechowicza.

Otóż i jesteś umarły
w mechanizmie poruszają się kółka ale nie te
przez zepsucie się małej sprężynki
spadłeś piękny meteorze
na zupełnie inną planetę

Jesteśmy coraz bliżsi wykolejenia. Piszę tu stale o nas jako o cywilizacji. Ale cała ta pisanina ma również wymiar indywidualny, jest kierowana do Ciebie. Bo i mnie i Ciebie też w pewnym momencie czeka jakieś, mniejsze albo większe wykolejenie.

Tu znowu mam przed oczami Lema, tym razem Solaris, pamiętasz pierwszy rozdział? Lądowanie? Ma ta Solaris w tym wyobrażeniu ostatniego akapitu postać Jowisza: giganta-szklanej kuli, któremu bez pytania sonda Juno robi zdjęcia, jak namolny dziennikarz. Opadanie trwa, jesteśmy coraz bliżej, wstęgi szarych fałd już na wyciągnięcie ręki (z resztą wyciągasz rękę), wszystko się trzęsie i nie wiem co będzie dalej, dobrze że spadamy razem. WŁADYKO PRZYGARNIJ!

Wasz Paweł M.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *