Type and press Enter.

O tym, jak Czerwony Kapturek zlaserował złego wilka 2/2 / TAK SE MYŚLĘ #9

Kontynuacja poprzedniego tekstu, dla złapania ciągłości, zalecam zajrzeć tutaj: https://statekglupcow.wordpress.com/2017/05/23/o-tym-jak-czerwony-kapturek-zlaserowal-zlego-wilka-1-tak-se-mysle-8/

Science Fiction.

Co wspólnego ma z tym wszystkim wspomniana fikcja naukowa? Mam wrażenie, że całkiem sporo. Najpierw przyjrzymy się miejscu akcji. Obce planety, odległe układy gwiezdne, czasem inne galaktyki a nawet wszechświaty równoległe. Spokojnie powiedzieć możemy, że światy, w których toczą się opowieści niemal całego gatunku, są nam obce. Nawet jeśli jest to ziemia, to przecież podstawą funkcjonowania świata w fantastyce naukowej jest każdorazowo pewnego rodzaju wykrzywienie, przekonujące czytelnika, że mowa jest o jakimś innym, odległym świecie. Stąd dalekie podróże w przyszłość, ewentualnie do innych wersji rzeczywistości, albo ozdobniki w postaci androidów, kosmitów, prekognitów i tak dalej i tak dalej. Pamiętajmy, że pierwszym zadaniem baśni, było przekonanie czytelnika, że to nie tu i nie teraz, że to w jakiejś odległej, niezwiązanej z nim rzeczywistości się toczy. To samo robi science fiction – mydli oczy, przekonuje o odległości i oderwaniu od rzeczywistości przedstawianych faktów.

Co do tego, że świat przedstawiony jest nam zupełnie obcy, wątpliwości mieć nie możemy. Pora na poruszaną problematykę. Jak pamiętamy z wcześniejszych, poświęconych baśni akapitów, tutaj rozdźwięku być nie może – literatura musi spełnić swoją rolę. Od razu zaznaczmy, że odrzucamy wszystkie przygodowe powieści akcji, za scenografię biorące sobie kosmos i przyszłość. Tam o akcję, nie o jakiekolwiek problemy chodzi. Przyjrzyjmy się głębszemu SF, tego przecież nie brakuje.

Człowiek a przyszłość, człowiek a technologia, temat poruszany z wielką częstotliwością. Lem i jego Kongres futurologiczny, Dick i Trzy stygmaty Palmera Eldritcha, uniwersum herbertowskiej Diuny, Żuławski i jego Trylogia księżycowa, Kosik i wizja w jego Marsie, przykłady można by mnożyć.

Wszędzie tam ważnym elementem i kluczowym adresatem i owocem wyrażania się technologii jest społeczeństwo i spinające je relacje: wolność, władza, kontrola mas, stosunek do religii… Nie można nie odnieść wrażenia, że akcja chociażby kolejnych tomów Diuny Franka Herberta odległą przyszłość bierze sobie tylko za scenografię. Że jest opowieścią o władzy, ambicji, nienawiści, która spokojnie mogłaby toczyć się w każdych innych realiach.

Całe pisarstwo Philipa Dicka jest przecież jednym wielkim wyrazem niepokoju o prawdziwość otaczającej nas rzeczywistości. Nie tylko w sensie metafizycznym, ale także polityczno-społecznym. Jego bohaterom stale towarzyszy przecież nieustanna inwigilacja i paranoja, ulegają oni wielkim naciskom ze strony społeczeństwa. Pozstapokaliptyczne wizje, są natomiast opowieściami o funkcjonowaniu człowieka w mniejszych grupach, o budowie społeczeństwa. Zatem wszystkie te cokolwiek egzotyczne krajobrazy obcych planet, stają się scenerią dla pochylenia się nad kwestiami duszącymi dzisiejszego, współczesnego człowieka.

 

Katharsis.

XX wiek nie był stuleciem lekkim. Jeśli przyjrzymy się dziełom pierwszych fantastów, Verne’a, czy choćby przytaczanego już wyżej Żuławskiego, odkryjemy, że jest to fantastyka ciekawości. Lecieć wyżej! Kopać głębiej! Zmierzać do przodu i badać, badać, badać! Odkrywać, bez przerwy odkrywać! I nawet jeżeli pojawiały się tu jakieś głębsze tony (a pojawiały się!) nie były to barwy ciemne, a jedynie przystanki w tym wielkim pędzie ku odkrywaniu, słodki wiek XIX!

XX wiek przynosi fantastykę niepokoju, upadku, przerażenia. Kontakt z obcymi cywilizacjami niemal zawsze przynosi niezrozumienie, konflikt. Ziemia często malowana jest jako pustkowie, ogryzek pozostawiony przez żarłoczną ludzkość, a gdybania na temat przyszłości ludzkości rzadko przynoszą sielankowe, pełne optymizmu wizje. Władza zawsze psuje, rozwój staje się przyczyną zguby i upadku, wkraczamy do nowego Babilonu. Naiwne patrzenie w świetlaną przyszłość, rzadko się tutaj zdarza.

XX wiek był wielką traumą dla całej ludzkości. Do dziś nosimy jego ślady. Czy fantastyka naukowa jest naszym, dwudziestowiecznym odpowiednikiem baśni? Baśni na szerszą skalę, baśni w której przeglądają się całe społeczeństwa, cała kultura? To jest baśń odpowiadająca na największe zwątpienia naszych czasów. Wielkie zeświecczenie i tytuły otwarcie poruszające temat religii. Wielkie totalitaryzmy i powtarzający się motyw psującej władzy, inwigilowanych społeczeństw. Wielkie wojny i opowieści o spotkaniu z (najczęściej groźnym) nieznanym i o spustoszeniu.

Co do tego, że literatura jako taka ma nas prowadzić do pewnego oczyszczenia, być może również w szerszej – kulturowo, cywilizacyjnej skali – wątpliwości być nie może. Czy jednak fikcja naukowa odgrywa w tej terapii wyjątkową rolę? Czy spełnia ona w rozwoju naszej kultury podobną rolę jak baśni w rozwoju dziecięcym? Czy łatwiej jest nam rozliczyć się z przeszłością, wyładować pewne żale, bezsilności i emocje, gdy przeniesiemy je w odpowiednią scenografię i nałożymy odpowiednie maski? Któż to wie!

* * *

Dick pisząc całe życie w tym gatunku, nadając mu zupełnie nowy kierunek, otwarcie nim gardził, wstydził się i próbował zrobić wszystko, by przebić się do głównego nurtu literatury pięknej. I choć wszyscy czasem dostrzegamy pewną naiwność tego gatunku i jego prostotę… Nie może nam umknąć ta warstwa, o której starałem się, dość nieudolnie pisać. Musimy pamiętać, że to jest opowieść o nas, o tym, że nie wiemy dokąd idziemy i nie bardzo potrafimy sobie z tym poradzić.

Wielki czarny las przed nami. Pociecha z pokrewieństwa baśni i patrzenia w przyszłość jest taka, że jeśli rzeczywiście jest ono prawdziwe, to prawdopodobnie wszystko skończy się dobrze.

Wasz Paweł M.
Na dołączonej ilustracji, będącej połączeniem kadru z Planety Małp i XIX-wiecznej ilustracji Alexandra Zicka, widzimy Jasia i Małgosie, zmierzających ku niepewnej przyszłości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *