Type and press Enter.

Jeśli bębnić, to tylko we własną tożsamość – Olga Tokarczuk, „Gra na wielu bębenkach”

Trzeba być kimś, nie ma wyjścia. Zawsze się jest kimś określonym, chociaż to męczące. Nawet brak jakiejś cechy jest cechą. Nawet pozbawiona ubrania dalej jesteś po prostu ty-naga. Nawet nieprzytomna jesteś ty-bez-przytomności; nawet śmierć cię od tego nie uwolni, bo wtedy będziesz ty-martwa.

Wedle powyższego klucza zmuszona jestem nazwać autorkę tych słów nie-zwykłą, bowiem za sprawą każdego pojedynczego aktu swojej twórczości nie-zmiennie legitymuje się ona jako ta, która zwykłość porzuca. Ja natomiast porzucę teraz antynomiczną pisownię podkreślającą dwoistą naturę zjawisk, na rzecz spójności – by stwierdzić, że wspomniana już niezmienność jest u tejże pisarki cechą paradoksalną, ponieważ niczego nie akcentuje ona bardziej niż nieustającego ruchu (a więc zmienności) wszechświata. Sama jest w tym jednak dość konsekwentna.

Z niekłamaną i nigdy nie porzuconą przyjemnością pragnę po raz kolejny zaprezentować Wam Olgę Tokarczuk – dwukrotną laureatkę nagrody Nike, współscenarzystkę filmu Pokot (powstałego na kanwie jej powieści Prowadź swój pług przez kości umarłych), autorkę cenionego również poza granicami naszego kraju Domu dziennego, domu nocnego; piewczynię symboliki wszechświata ukrytej w codzienności, mitologizującą doświadczenia ludzkości, szukającą znaczeń tkwiących w zbiorowej podświadomości, w archetypach i odwiecznych prawidłach ludzkiej natury.

Pisarka nie prezentuje gotowego wizerunku świata – ona uczy na niego patrzeć. Zanurza się w nim tam, gdzie większość ludzi nie dostrzegłaby niczego poza monotonną powierzchnią. Pisarka wie, że już samo istnienie powierzchni dowodzi wielowarstwowości materii, z której zbudowana jest rzeczywistość – bo skoro coś ma warstwę zewnętrzną, musi mieć i wnętrze. Olga Tokarczuk wyspecjalizowała się we wkraczaniu w pulsujące tworzywo wszechświata; zawsze zagląda za pozory, które na co dzień widzimy gołym okiem niczym za zasłony, za które trzeba zajrzeć, by zrozumieć jak zostały utkane oraz – przede wszystkim! – co zasłaniają. Jej proza nie jest przy tym przesadnie naszpikowana filozofią, rozumianą jako teorią funkcjonowania świata. Ona pokazuje ów świat we fragmentach, z których każdy może stworzyć swoją własną wizję i teorię. Jedyną nadrzędną myślą, jaka niezmiennie dominuje w obrazach kreowanych przez autorkę, zdaje się właśnie to, że świat jest fragmentaryczny i że jego elementy znajdują się w nieustannym ruchu, oddziałując na siebie wzajemnie i  w ten sposób tworząc znaczenia. Właśnie wyszukiwania owych znaczeń subtelnie uczy nas ta najbardziej metafizyczna ze współczesnych polskich pisarek. Tworzy swoistą właściwość, niezwykle przydatną pośród wszechobecnego ślizgania się po powierzchni zdarzeń – jest nią „przyczepność”. Ona potrafi przylgnąć do danego elementu rzeczywistości, zbadać jego fakturę, a potem strukturę, zaglądając mu do trzewi. Bez trudności wywraca świat na lewą stronę, sprawnie łącząc to, co się z niego wysypuje, w sieć zależności budujących sens funkcjonowania całości. Najpierw rozkłada na części, by potem zbudować z nich znaczenia. Analiza i synteza, lecz w odmianie transcendentalnej.

Wszystko jest do siebie podobne, to tylko kwestia perspektywy. Podobieństwa wiążą rzeczy w przemyślaną siatkę, która utrzymuje skomplikowaną fryzurę świata w łagodnym porządku.

Cytaty, jakimi się tu posługuję, pochodzą z dzieła, na którym chciałabym skupić się tym razem – jest to zbiór opowiadań z 2007 roku, czyli osławiona Gra na wielu bębenkach. Nie bez znaczenia jest tu dźwięk właśnie tego instrumentu, który pojawia się w tytule wiodącego opowiadania zbioru, prezentującego grupę squatersów regularnie, a wręcz rytualnie, poświęcającą się zbiorowej grze na rozmaitych egzemplarzach tegoż muzycznego narzędzia. A czy jest wśród nas ktoś, kto nigdy nie dał się choć na chwilę wprowadzić w trans temu pulsującemu rytmowi bębniarskich wyczynów?

(…) trzeba bardzo uważać z graniem na bębnach. (…) u początkujących pojawia się często coś w rodzaju snu na jawie, prowadzi do niego upojenie rytmem. Jakaś część świadomości daje się uśpić rytmowi i nie jest się wtedy do końca przytomnym (…).

Jest to o tyle kluczowe, że część pozostałych opowiadań zbioru mówi o ludziach na wiele sposobów zagubionych, poszukujących siebie i zrozumienia otaczającego ich świata. Nie bez przyczyny utwór tytułowy został umieszczony w zbiorze jako ostatni. Wydaje się on nawiązywać do tych wszystkich, powołanych uprzednio do życia, historii błądzenia po codzienności po omacku. Podsuwa pewne, może i mało konkretne, lecz z pewnością uniwersalne rozwiązanie – jest nim wsłuchanie się w siebie, odnalezienie własnego rytmu i kroczenie przez życie w takt wybijanych przez niego dźwięków. Może i brzmi to banalnie, lecz banalnym czyni coś powtarzalność, a właśnie w rytualności owych przygrywek tkwi pewna siła, świadcząca o funkcjonowaniu ludzkości na przestrzeni całych jej dziejów, bo do owego „kosmicznego” wymiaru Olga Tokarczuk zawsze wszystko sprowadza. Jednak jako że dąży zawsze ku temu ogółowi, snując bardzo indywidualne opowieści, nie sposób nie przytoczyć tu jednej z nich:

(…) w mojej rodzinnej okolicy był dawno temu pewien szaleniec, który wypowiedział wojnę całemu światu. Udało mu się nawet zebrać całkiem sporą armię, lecz w końcu wrogowie go dopadli i zabili. Ale przed śmiercią kazał, gdy umrze, zrobić ze swojej skóry bęben i jego dźwiękiem zagrzewać pozostałych do walki.

Symbolika nałożona tu na rytm bębna splata się z kwestią ludzkiej tożsamości. Misja, którą ów człowiek realizował  za życia, czyli jakoby jego funkcja i tożsamość, pozostały wiecznie obecne w dźwiękach wydawanych za pomocą bębna zrobionego z jego skóry. Ponownie więc – życie danego człowieka zawsze posiada określony rytm, a naszym zadaniem jest wsłuchać się w siebie na tyle, by go odnaleźć. Jeśli rozmijamy się z własną melodią, pojawia się uczucie zagubienia.

Kimś jest się więc zawsze; ważne tylko, żeby tożsamość, którą przybieramy, oscylowała jak najbliżej rdzenia naszej natury. Gombrowicz pisał o gębach, a więc o twarzach, jakie posiadamy w różnych życiowych okolicznościach; o maskach, które nakładamy, wchodząc w poszczególne społeczne role. Pisał, że nie ma ucieczki przed gębą. No i pewnie nie ma, bo i zawsze pozostajemy w jakichś relacjach ze światem zewnętrznym, wchodząc w role matek, żon i kochanek, nauczycieli i uczniów, dzieci swoich rodziców, rodziców swoich dzieci; przyjaciół i wrogów. Nawet do popkultury przedostała się koncepcja podobnej wielozadaniowości, a więc wielorakiej tożsamości. Czyż nie o pewnej pochodnej tego sposobu myślenia śpiewała Meredith Brooks w piosence ‘Bitch’ z 1997 r. (piszę pochodnej, bowiem tam mowa była dla odmiany o spełnianiu wszystkich tych ról wobec jednego tylko człowieka)?

I’m a bitch, I’m a lover
I’m a child, I’m a mother
I’m a sinner, I’m a saint
I do not feel ashamed
I’m your hell, I’m your dream
I’m nothing in between
You know you wouldn’t want it any other way

Tokarczuk pisze o ludziach zagubionych w tym konstytuowaniu własnej tożsamości; bo tak wiele jest ról do spełnienia, a czynników determinujących nasze życie – jeszcze więcej.

Z jakichś powodów nigdy nie jest tak, jak sobie wyobrażę wcześniej. Dzieje się w ten sposób dlatego, myślę, że w świecie jest za dużo zmiennych, dużo więcej, niż zdoła pomieścić moja wyobraźnia.

Najmniej zagubieni są ci, którzy poddają się rytmowi bębnów i rytmowi własnego życia. Cóż… Dodałabym, że ważne, by trafić choć we własną pięciolinię.

W zbiorze Gra na wielu bębenkach można również znaleźć wiele uwag na temat samego procesu powstawania literatury, jej roli i charakteru (ten autotematyczny motyw także należy do jednego z ulubionych kręgów tematycznych autorki). Czym więc jest literatura?

(…) jest jakimś usankcjonowanym, zwolnionym od etyki, społecznie aprobowanym i podziwianym kłamstwem.

W ten sposób Tokarczuk jeszcze bardziej sankcjonuje i uprawomocnia folgowanie fantazji w procesie tworzenia beletrystyki. Nie mogłoby być inaczej – wszak głównym literackim nurtem, z jakim sama płynie, jest realizm magiczny. Innymi słowy – wykazywanie, że rzeczywistość, w jakiej żyjemy, też może być magiczna. I nie potrzeba do tego ani elfów, ani smoków.

Ewa Wasiak

***

Zdjęcie: https://pixabay.com/pl/b%C4%99bny-stare-dawne-instrumenty-1528787

Wszystkie polskojęzyczne cytaty pochodzą ze zbioru opowiadań Olgi Tokarczuk pt. Gra na wielu bębenkach (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *