Type and press Enter.

O cnotach poety / Joyce / Epifanie

Gdy przed około rokiem miałem po raz pierwszy styczność i przyjemność z poezją Jamesa Joyce’a z zachwytem myślałem sobie: o, jakże on niezwykle odkrywa poezję w codzienności! Dziś, wracając do jego Epifanii, myślę sobie coś zgoła innego, przy okazji gdybając: skąd poeta bierze poezję.

Czy poeta znajduje poezję w świecie? Czy to działa tak, jak znajdywanie znajomych kształtów w przetaczających się nad głową chmurach? Jak Vladimir Boudnik, o którym tak pięknie pisał Hrabal, opowiadając jak tamten wynajdował znaki, symbole i skojarzenia w losowych miejscach, w miejskim brudzie, w odrapanych elewacjach, w bryłach metalu… Stały zachwyt światem i przenikliwość są najwyraźniej dla poezji niezbędne (tak, cichcem polecam lekturę Czułego Barbarzyńcy).

A może poeta poezję w świecie odkrywa? Wyrusza w podróż i spotyka jako coś nowego, obcego i dzikiego? Jak dawni odkrywcy ze zdumieniem witający nowe lądy. Tak, nieustanne spotykanie nowego, to z pewnością jedna z twarzy poezji jako takiej. Potrzebuje więc ona ciekawości i odwagi w parciu do przodu.

Czytając kolejne utwory w Epifaniach Joyce’a pomyślałem, że musi być jeszcze jedno, wielkie źródło poezji w świecie – wola samego poety. Przy ostatnim zetknięciu, byłem przekonany, że te króciutkie teksty to każdorazowe, chwilowe objawienia, nagły poetycki przebłysk, który autor zręcznie wyławiał z codzienności. Odkrywał albo zdobywał. Ale czy właśnie tak musiało być? W większości przypadków kolejne epifanie są fragmentami rozmów, drobnymi scenami wydartymi z codzienności…

joy3

Właśnie – z codzienności! Czy w rozmowie Joyce’a z jego ciotką w trzeciej epifanii, lśni coś wyjątkowego? Nie lśni. I czy coś poetyckiego jest w bezdomnym wymachującym kijem przed nosem dwójki chłopców? Nie, tutaj też niczego nie znajduję. Albo rozmowy w domu u Sheehych? Ani śladu! Jestem przekonany, święcie przekonany, że Joyce tam niczego ani nie znajduje ani nie odkrywa! Ta poezja nie jest znaleziona ani zdobyta w świecie, ona jest w ten świat wtłoczona!

To Joyce i jego wola uznali, że właśnie ich decyzja uczyni poezję poezją! Podsłuchana rozmowa i rymowanka pod stołem w pierwszej epifanii jest poetycka tylko i wyłącznie dlatego, że poeta tak zadecydował! Ale co nim kierowało? Co sprawiło, że pozornie losowe strzępki dialogów trafiły na papier i po stu latach czytane są na całym świecie? A któż to może wiedzieć. Pod wpływem kaprysu, może jakiegoś olśnienia, a może czegoś jeszcze innego, autor oddziela światło od ciemności, zapisuje słowa i mówi im: jesteście wierszem.

Dodatkową rzeczą, która mnie w Epifaniach fascynuje, jest ich skrawkowość. Skrawkowość dawno minionego świata, z którego autor postanowił wyciągnąć i ocalić rzeczy błahe, małe, pozornie nieciekawe. Epifanie Joyce’a są jak gniazdo sroki, której uwidziało się zbieranie paprochów i nitek zamiast błyskotek. I z jednej strony jest to gniazdo dziwne i dziwnie niepraktyczne, z drugiej zaś unikatowe, pokazujące świat, którego już nie ma, w sposób w jaki nikt inny go nie pokazał.

joy2

Jest coś niebywale zuchwałego w tej postawie, w tym wyznaczaniu światu swoich warunków i reguł. W podnoszeniu słowa z ulicy, kładzeniu go na piedestale i ogłaszaniu: oto poezja! Trzeba więc do cnót poety, obok ciekawości, przenikliwości i odwagi, od czasu do czasu dopisać kolejną: zuchwałość

Wasz Paweł M

PS – Książka wypełniona jest też drugim rodzajem tekstów: krótkimi prozami poetyckimi. Przywodzą na myśl kubistyczne wiersze Maxa Jacoba, to abstrakcyjne sceny i zdarzenia, z pewnością niosące z sobą jakiś ładunek poetycki. Wyraźnie odcinają się od tych pisanych szorstkim językiem skrawków codzienności, o których mowa w tekście.

PS2 – w tekście, dla zilustrowania zjawiska, wstawione dwie epifanie. Siedemnasta i trzecia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

One comment

  1. Drobiazg, warto dodać nazwisko tłumacza „Epifanii” i oddać mu należny szacunek za dobrą translatorską robotę.