Co naprawdę widzimy, kiedy się odwracamy? Obraz miesza się z pamięcią po obrazie. Obrót głowy jest przejściem między nimi. Nie wiadomo, co zobaczył Orfeusz.
Była w nowej jakiejś dziewczęcości,
Nienapoczęta; a jej płeć zamkniona
Jak młody kwiat na wieczór, a jej ręce
Od bycia zaślubionymi tak bardzo
Odzwyczaiły się, że nawet boga
Lotnego nieskończenie lekkie, przewodnie dotknięcie
Raziło ją już jako zbytnia poufałość.1
Nowa dziewczęcość Eurydyki jest ocieniona. Włosy, które nie kwitną pod słońcem, uczą się rosnąć jak grzyby. Rainer Maria Rilke wie, że każde spojrzenie jest zachodem obrazu, gaśnięciem wizerunku. Oczy, które znajdują się pod urokiem innych oczu, schodzą z obrazem do pamięci obrazów.
Gdyż ogarnięci uczuciem spalamy się, ach, zawsze,
Ulatniamy się z naszym oddechem; od drwa płonącego do drwa
Wydajemy woń coraz słabszą. [RMR]
Orfeusz schodzi po Eurydykę po pożarze. Schodzi z pamięcią Eurydyki. Schodzi pod okiem Hermesa, który wie, jak kończą się takie podróże. Bóg uśmiecha się, światło ironii faluje w jego oczach.
Zbigniew Herbert dedykuje swojej Eurydyce ironię Hermesa.
Eurydyko, zdradzę ci tajemnicę losu. Orfeusz zginie wkrótce w podejrzanych okolicznościach. Wtedy będziesz wolna. Weźmiesz sobie za męża zdrowego osiłka o ramionach jak konary dębu, młodzieńca bez polotu, ale na tyle mądrego, że nie pragnie rzeczy nieosiągalnych. Nie masz pojęcia, jakie to będzie krzepiące po życiu z utalentowanym mazgajem.2 [ZH]
Jeśli to ostrzeżenie, Eurydyka odpowiada na nie z pośmiertną ironią. To właśnie pośmiertnej ironii szuka w niej Zbigniew Herbert. Eurydyka wie, że jej rodacy ukamienują ją w pomnik wdowy narodowej. „Będę dla nich reklamą wierności i poezji” – powiada. I dodaje, że umrze po raz drugi. Orfeusz słyszy rozmowę przez „ulewną ciemność” i „po raz pierwszy podziwia mądrość Eurydyki”. Dlaczego po raz pierwszy? Czyżby schodził do piekieł po dziewczynę niemądrą? Lub mądrą w sposób dotąd dla niego skryty? Nie. Jest to mądrość pośmiertna. Mądrość po pożegnaniu. Mądrość po pożarze. Mądrość pamięci obrazu.
Jak z pierwszych traw rosa
ulatnia się z nas to wszystko, co nasze, jak żar
z gorącego pokarmu. O, uśmiech, dokąd? O, spojrzenie w górę:
nowa, ciepła, odpływająca falo serca – :
biada mi, jednak tym wszystkim jesteśmy. Czy przypadamy
do smaku wszechświatom, w których nikniemy? [RMR]
Słowa Eurydyki są dla Orfeusza epifanią. Odsłaniają mądrość cienia, mądrość ciemności. Inicjują, powiada Herbert, nową odmianę liryki. Tworzą ją mrok i zaduma.
Trzeba było zejść do piekieł, żeby zmądrzeć. Chodząc po ziemi, pod słońcem, wśród zapachów, nie sposób zyskać wiedzy, jaką daje życie po śmierci. Życie po pożegnaniu tego, co w nas ukochane. Nie wystarczy pożegnać.
A wtedy ktoś nam powiada:
Tak, w krew moją wchodzisz, ten pokój, ta wiosna
Napełnia się tobą… Daremnie, nas nie zatrzyma,
Znikamy w nim, wokół niego. [RMR]
Orfeusz Herberta odwraca się ku cieniom. Widok wita nie rozpaczą, a euforią. Staje się kimś innym.
Do dziś nie wiem, co widzę, kiedy się odwracam.
Mersault