Wiersze Herberta nauczyły mnie odkrywania na nowo rzeczy. Po prostu rzeczy. Przypominam sobie babcię i jej przedmioty, ile razy otwieram górną szufladę podłużnej szafki w kuchni – jej umieranie zaczęło się od zapachu leków, bandaży, syropów i maści. Ta szuflada jak zamknięte serce naszego domu, o zapachu, którego nie znajdziesz nigdzie indziej. I jeszcze szyba na okrągłym stole, przy którym rysowałem samochód mając sześć lat, a ona siedziała, czytając „Panią Domu”. Różaniec w brązowe korale, którego szept często dochodził mnie, kiedy modlitwa to była mistyka i tajemnica, której byłem niechętny.
Umieć sprawić miejsce przytulnym, cichym, osobliwym i własnym. Bez agresji, z mocną pewnością, że to, co było do zrobienia, zostało zrobione najlepiej. To jest chyba rola babci. Nie czytała mi książek albo tego nie pamiętam. Miała kilka modlitewników z dużymi literami, maszynę do szycia, stare kapcie, podomkę we wszystkie odcienie błękitu (w sumie babcia to tyle co niebo), zielony koszyk na ziemniaki, tabletki w żółtym opakowaniu i zawsze mówiła: dbaj o rzeczy.
Dbałem o książki, nie mam innych rzeczy. Dali mi książki, więc dbam o książki. Boję się, kiedy ktoś źle obchodzi się z książką, wydaje mi się, że oto wybija maleńkie źrodło nienawiści, od którego serce podchodzi do gardła i głos zamiera. Bo co zrobić. Sprzeciwić się, ale czemu? Podnieść głos i co powiedzieć? Potrzebna by była mądra rada babci. Skąd wziąć. Z książek i z pamięci.
Herbert – Babcia
moja przenajświętsza babcia
w długiej obcisłej sukni
zapinanej
na niezliczoną ilość
guzików
jak orchidea
jak archipelag
jak gwiazdozbiórsiedzę na jej kolanach
a ona mi opowiada
wszechświat
od piątku
do niedzielizasłuchany
wiem wszystko –
– co od niej
nie zdradza mi tylko swego pochodzenia
babcia Maria z Bałabanów
Maria Doświadczonanic nie mówi
o masakrze
Armenii
masakrze Turkówchce mi zaoszczędzić
kilku lat złudzeniawie że doczekam
i sam poznam
bez słów zaklęć i płaczu
szorstką
powierzchnię
i dno
słowa
Ona widziała przez całe życie jeden obraz: jaskrawe słońce wspinające się po dachówkach starej poczty na tle zielonych lasów najpiękniejszej miejscowości świata. Z ciepłego łóżka stawiała bose stopy na zimną podłogę. Wpatrzona w szare ściany czekała tak chwilę.
Potem sprawiała, że mogę dzisiaj myśleć: moja przenajświętsza babcia.