Type and press Enter.

Hen na Statku #5 / Dziennik na nowy wiek

Dla czytelnika, który, podobnie jak ja, ma już za sobą lekturę wszystkich trzech ksiąg „Nie boję się bezsennych nocy”, spotkanie z „Dziennikiem na nowy wiek” jest niczym spotkanie ze starym przyjacielem. I zaprawdę chciałbym móc tytułować Józefa Hena swoim przyjacielem, tak jak on pragnie oferować to miano Stanisławowi Augustowi.

Autor posiadł umiejętność pisania przystępnie o sprawach złożonych, w czym trochę przypomina mi Claudia Magrisa, którego zresztą wymienia na kartach „Dziennika”. Ale kogo on tu nie wymienia! Tkliwie wspomina Kazimierza Brandysa, Szczypiorskiego, Amosa Oza, toczy nieustający spór z Herlingiem-Grudzińskim, z oddali podziwia Gombrowicza, wytykając mu jednocześnie zbytnie zbliżenie do sztuki i oddalenie od życia; w końcu niezmiennie zarzuca emigracji, że krytykuje „tubylców”, nie rozumiejąc uwarunkowań, jakim ci podlegają.

Zapiski współczesne są tu bowiem poprzekładane notatkami o historycznym rodowodzie, co pozwala skonfrontować dwa odmienne od siebie światy. A w środku każdego z nich znajduje się on – pisarz, którego rozsądek i trzeźwy osąd idą w parze wyjątkową wrażliwością.

Rozkrok między dwoma światami pojawia się nie tylko wzdłuż osi teraz-kiedyś, bo i złożony życiorys Hena, z naciskiem na jego pochodzenie, sytuuje go na pasie ziemi osobnej, pomiędzy dziedzictwem polskim a żydowskim, dopełnionym poczuciem nie do końca rozliczonej krzywdy. A jednak wciąż za dużo jest w autorze polskości – nie zostawił kraju w 1968 roku, nie zostawi i teraz.

Osobność jest zresztą kategorią przystającą do Józefa Hena doskonale – nigdy niedotknięty chorobą koniunkturalizmu, uprawia swój „cichy bunt”, swój relatywny obiektywizm – zadziwiający konstrukt, w ramach którego łatwiej przychodzi mu trzeźwa ocena twórczości własnej niż cudzej.

Dodatkową atrakcją zapisków Hena jest fakt, iż pozwalają one towarzyszyć mu w procesie twórczym. W tym tomie autor hojnie dzieli się z czytelnikiem kolejnymi etapami powstawania „Mojego przyjaciela króla”, „Brulionów profesora T.” i „Pingpongisty”, mimowolnie potwierdzając starą prawdę, że literatury pięknej, w przeciwieństwie do kryminału, nie da się zaplanować od A do Z.

I w końcu podnieść trzeba unikatowy walor tej prozy, bo dzienniki Hena dają odpowiedź na pytanie, zdawałoby się, rodem z powieści fantastyczno-naukowej, czyli jak oceniałby nasz dzisiejszy świat z jego zjawiskami i wartościami ktoś przeniesiony z innej epoki. Konfrontacja z jego spojrzeniem pozwala nabrać dystansu do współczesności, ujrzeć ją w szerszym kontekście, przez filtr wojny i Zagłady, wreszcie dostrzec miałkość większości naszych dramatów i zapłakać nad nieumiejętnością wyciągania lekcji z historii.

utracjusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *