Erwin Schrödinger, Przyroda i Grecy / Nauki przyrodnicze i humanistyczne, Wydawnictwo IFiS PAN, 2017.
Po niezwykle udanym spotkaniu z Wernerem Heisenbergiem, w moich rękach wylądowała pozycja autorstwa innego fizyka działającego od pierwszej połowy XX wieku, Erwina Schrödingera. Mała publikacja zawiera dwie serie wykładów austriackiego naukowca, poświęcone stykaniu się różnych światów – w pierwszym, wygłoszonym w maju 1948 roku na Uniwersity College w Londynie, autor zestawia grecką filozofię z współczesną wiedzą o fizyce, z naciskiem na atomizm. Druga część to wykłady otwarte z lutego 1950 roku z Uniwersity College w Dublinie, poświęcone współgraniu nauk ścisłych i humanistycznych, oraz roli tych pierwszych w życiu społeczności.
Poważny, naukowy wydźwięk powyższego akapitu może budzić pewne wątpliwości, które także odczuwałem, nie mam bowiem warsztatu i wiedzy do trafnej oceny książeczki pod kątem fizyki i filozofii. Trzeba jednak podkreślić, że niesie ona z sobą sporą treść humanistyczną i interdyscyplinarną, która, jestem przekonany, jest w stanie porwać i laika w obu tych dziedzinach.
W pierwszych wykładach noblista porusza zagadnienie szalenie ciekawe – konieczność powrotu nauk przyrodniczych do filozofii. Wcześniejsze wieki zachłysnęły się rozwojem nauk empirycznych, pokładając w nich niemal całą ufność i pewność, że one i tylko one wystarczą by w pełni zrozumieć świat i jego działanie. Tymczasem już pierwsze lata wieku dwudziestego przynoszą pewne załamanie tej pewności (albo raczej – załamanie absolutne). Einstein dowiódł, że świat, widziany w większej skali, działa na innych zasadach; rozwój mechaniki kwantowej pokazał, że na drugim końcu skali, w fizyce cząsteczek, również panują inne niż te znane nam prawa. Hubble odkrył, że wszechświat jest w ruchu i rozszerza się, ksiądz Lemaitre zaś, jako pierwszy ogłosił powszechnie dziś uznaną teorię Wielkiego Wybuchu. Nauka zaczęła nagle produkować pytania, na które nie mogła odpowiedzieć. Pytania o początek, o kształt świata, o naszą w nim rolę i tak dalej i tak dalej.
Człowiek wchodzący w dwudziesty wiek (człowiek dwudziestego pierwszego wieku także) tkwił w głębokim podziale między nauką a, że się tak wyrażę, sferą duchową, w swego rodzaju rozdwojeniu jaźni, zakorzeniając się tylko w jednej z tych dziedzin, drugą zupełnie odrzucając. Tutaj Austriak postuluje diablo wręcz ciekawy i intrygujący powrót – do myśli greckiej. Nie do zupełnego jej przyjęcia a do wyciągnięcia z niej cennych obserwacji. Oto, co pisze o filozofii Hellady:
…jestem zdania, iż filozofia starożytnych Greków przyciąga nas obecnie dlatego, że nigdy przedtem i potem nigdzie na świecie nie zostało stworzone nic takiego, jak ich wysoko zaawansowany, precyzyjnie sformułowany system wiedzy i spekulacji bez fatalnego podziału, który krępował nas przez stulecia i w naszych czasach stał się nie do zniesienia.
Ten podział, który do dziś uważamy za intuicyjny i często bez głębszej refleksji i krytyki przyjmujemy, Schrödinger nazywa krępującym, wręcz fatalnym. Jak próba przejścia świata na jednej nodze. Trzeba przy tym podkreślić, że nie jest to w zasadzie głos w sprawie religii (sam autor kilkakrotnie pochwala postawę agnostyczną), a szeroko pojętej sfery nieempirycznej, z włączeniem filozofii, sztuki, humanizmu i samej religii także; wszystkich tych dziedzin, próbujących odpowiadać na pytania położone poza jurysdykcją nauki.
Przegląd filozofów starożytnych skupia się głównie na ich rozumieniu świata i próbach wytłumaczenia go. Są Eleaci z ich Bytem i niemożliwością poznania prawdziwego kształtu rzeczy, jest Heraklit z ciągłymi przemianami, jest Tales i pozostali Jonowie i Pitagoras zamykający świat w liczbach. Najważniejszy jest jednak Demokryt, upowszechniający ideę atomu. Wszystkim im przygląda się Austriak z perspektywy zaintrygowanego filozofią fizyka i stara się dociec – co stało za takimi, a nie innymi wyobrażeniami świata? Czy były to strzały na oślep, czy też owoce głębszej analizy przyrody? Najwięcej miejsca zajmuje tutaj atom, niemożliwy przecież do zaobserwowania, a jednak z wielką celnością wykoncypowany w czasach, w których nie mógł się przecież pojawić. Waga tego odkrycia i jego nieprzypadkowość zostaną świetnie opisane w jednym z rozdziałów.
Kulminacją całego cyklu, miejscem w którym znajduję największą wartość książki, jest ostatni rozdział, w którym Schrödinger opisuje pewien rodzaj myślenia, w zasadzie myślowy odruch, pojawiający się w całej myśli naukowej, jako takiej: akt wyłączenia siebie poza obszar badania, być może w tym miejscu doszukując się przyczyn tego podziału, o którym pisał wcześniej:
To jest powód, dla którego uważam, że rzeczywiście odcinam mój umysł, gdy konstruuję realny świat wokół siebie. I nie jestem świadom tego odcięcia. I jestem wtedy bardzo zdziwiony, że obraz naukowy realnego świata wokół mnie jest zdecydowanie niekompletny. Daje on mnóstwo informacji o faktach, umieszcza całe nasze doświadczenie we wspaniale spójnym porządku, lecz milczy o wszystkim bez wyjątku, co jest rzeczywiście bliskie naszemu sercu, co naprawdę nas obchodzi.
Najwyraźniejszym tonem, jaki wyciągam z całości jest konieczność szukania odpowiedzi na tę pustkę, swego rodzaju głód, który między słowami wyczuwam. Fizyk nie podaje recept, nie wskazuje rozwiązania i wyjścia z tego impasu, w którym tkwimy nadal, niemal sześć dekad po jego śmierci. Ale pokazuje dziurę, dziurę, którą trzeba zapełniać, pewien brak, który później w zaskakujących dziedzinach się ujawnia. Podkreślanie tej potrzeby, tego zbawiennego wpływu humanizmu dla nauki, i wielkiej roli nauki dla człowieka, wypełni drugą serię wykładów, o której, choć ciekawa, rozpisywał się nie będę. Całość wypełnia to przeświadczenie o feralnym podziale i nadzieja na ponowne współbrzmienie obu stron. Nadzieja, którą współdzielę.
niesprawne p