“Jest to skończony nikczemnik […] podlec, cynik i kryminalista, jakiego nie tak łatwo spotyka się w Europie…” Polski szatan fin de siècle’u, METEOR MŁODEJ POLSKI, prorok i apostoł, co “prostuje ścieżki Pańskie”, podpalił galicyjskie miasteczko, do którego zawitał był po nieukończonych studiach w Berlinie. Więcej nauki pobrał u tamtejszej cyganerii, płomieniem swojego charakteru, namiętnością idei i szalonym życiem nieskąpym w erotyczne podboje zjednując sobie uznanie.
Przybycie Stacha do Krakowa wyprzedza jego sława, której nabawił się w mieście Muncha i Strindberga, gdzie poznaje również najpiękniejszą z pięknych demonicznego schyłku wieku – Dagny Juel. To dla niej na dobre zostawia Martę Froeder, z którą wcześniej żył w nieślubnym związku. Marta, beznadziejnie zakochana, latem 1896 roku otruje się, zostawiając troje sierot, które dosłownie skazane na ojcostwo Przybyszewskiego poginą po świecie, czym autor Synów ziemi specjalnie się nie przejmie.
Ze skandynawską “bolesną pięknością” związuje się już węzłem małżeńskim; oboje przybywają do Krakowa, gdzie Stach obejmuje redakcję tutejszego “Życia”. Ciekawe, że Dagny, której magnetyczny urok przyciągał rzesze wielbicieli (w tym m.in. Strindberga, Koraba-Brzozowskiego, Boya-Żeleńskiego) dała się omotać prawdopodobnie najbardziej inspirującemu wszetecznikowi ówczesnej epoki. Jak się okaże, nie ją pierwszą doprowadzi to zguby. Zanim jednak o kolejnej kobiecie w życiu autora Dzieci szatana powiemy słowo, oddajmy głos Stanisławowi Wyrzykowskiemu (również poecie, tłumaczowi (Nietzsche, Poe, Conrad), redaktorowi “Życia” i “Chimery”), który o pobycie cygańskiego małżeństwa w malarycznym mieście krakowskim pisał tak:
“Pijacką serdecznością serdeczny dla wszystkich bywał tylko Przybyszewski. Udział jego i jego małżonki w Paonie polegał przede wszystkim na pochłanianiu niesłychanej ilości alkoholu. Zazwyczaj pijali sami, bo wszyscy inni poprzestawali na czarnej kawie lub herbacie. Pani Dagny nie upijała się nigdy. Pod wpływem koniaku, co był jej ulubionym napojem, tylko nieruchomiała i bladła w odróżnieniu od swego męża, który czerwieniał, stawał się ruchliwym i krzykliwym. Zakończeniem bywały dzikie i wariackie improwizacje fortepianowe”.
Kilka lat życia z Dagny zaowocowało mnogością uniesień, morzem wypitego alkoholu i na szeroko zakrojoną skalę spektaklem gorszenia krakowskiego mieszczaństwa (pomyśleć tylko, że pani Dagny grywała w bilard! Tego fachu perwersyjnego wyuczył ją Boy-Żeleński). Małżeństwo miało dwoje dzieci, ale początkowa pasja pożądania szybko przeniosła się na inne kobiety, od których Stach nie stronił nigdy.
Podczas pobytu we Lwowie, sprowokowanego “sprawami wydawniczymi”, autor De profundis nawiązał romans. A w zasadzie dwa. Najpierw z Jadwigą Kasprowiczową, kolejną kobietą opętaną opium charakteru Przybyszewskiego, która porzuciła dla niego człowieka niezwykle uznanego, o określonym statusie społecznym – swojego męża Jana, poetę, którego może w poczuciu winy po śmierci Przybyszewski nieledwie bałwochwalczo wychwalał. Niejako pobocznie zwiąże się z malarką Anielą Pająkówną (z którą będzie miał córkę), romans ten starając się przed Jadwigą ukryć.
Jadwiga, kobieta o chrobrym charakterze i silnej ręce, zaborczo miłując archicygana dotąd unurzanego w krakowskim spleenie, zarzuciła my na szyje chomąto zobowiązań. W okresie monachijskim powstaje kilka książek (między innymi Synowie ziemi), lecz nie są to rzeczy pisane namiętnością lat minionych, kiedy Stach tworzył pośród akustyki pijackich awantur, karczemnych okrzyków, próbując wszystkich dostępnych używek.
W niedługim czasie o pozostawioną samotnie Dagny starać zaczął się poeta Korab-Brzozowski, z którym wyjechała z kraju. Podąży za nią jej mąż, pragnąc szybko przeprowadzić rozwód. Małżonkowie podjęli jednak jeszcze jedną próbę ratowania swojego małżeństwa, przenosząc się do Warszawy. Widać Stachowi bardzo zależało na restauracji tej miłości, mniej więcej bowiem w tym właśnie czasie spłodził Anieli Pająkównej córkę, późniejszą pisarkę (Sprawa Dantona).
Cóż, nie wygląda to wszystko najszczęśliwiej, a dramat jeszcze się nie kończył. W jego finał wplątał się Władysław Emeryk, ponoć bogacz, którego ojciec na odległym Kaukazie dysponować miał znacznym majątkiem zdobytym na kopalniach manganu. Ten jegomość, wcześniej przewijający się wśród licznych wielbicieli najpierwszej cygańskiej pary tego czasu, zaprosił małżeństwo do siebie. Zgodzono termin, jednak przed samym wyjazdem Stach wymówił się sprawami wydawniczymi we Lwowie (gdzie mieszkała Kasprowiczowa). Obiecał dotrzeć do małżonki za niedługo. Z żoną już się nie zobaczył. Tuż przed samobójczą śmiercią Emeryk zastrzelił Dagny. Tak kończy się ta historia.
Jakby na domiar złego niedługo przed wyjazdem z Emerykiem, w “Chimerze” Stach publikuje pierwsze fragmenty Synów ziemi zatytułowane Malarya. Nie sposób uciec od biograficznej recepcji tej powieści, w której w osobie Czerkaskiego znajdujemy Przybyszewskiego; jego żony, która jest mu bezimiennym utrapieniem – Dagny; w końcu jako Hanka, nowa miłość Czerkaskiego, wystąpi Kasprowiczowa. Fragmenty wywołały zamieszanie w krakowskim światku literackim, co szczególnie, jak się wydaje, dotknęło Dagny, która wcześniej, nie znając jeszcze treści utworu, czyniła starania o tę publikację. Jakże gorzki musiał spotkać ją zawód, jak w ogóle serce Norweżki musiało być oplątane nićmi rozpaczy z powodu bezduszności męża, trudno pojąć.
I choć sama powieść nie porywa fantazją fabuły, w której Przybyszewski nie celował, ciekawi innymi aspektami. Jego bohaterowie, uwikłani w artystyczne powinności, we wnykach to własnego tworu, to znowu kobiet, które ubóstwiają, eksploatują “nagie dusze” alkoholem do metafizyki podnosząc wszystkie, nawet najpodlejsze uniesienia. Na pierwszy plan i nade wszystko wysuwa się myśl: w szamotaninie z samymi sobą są dogłębnie osamotnieni.
Ale tworzą. Samotność i ta, która stoi za zwątpieniem – rozpacz, to główne motory ich sztuki.
Ileż bowiem razy w tłumie znajomych twarzy, wśród przyjaciół albo pośrodku dobrej zabawy napada nas mara nostalgii za czymś nieokreślonym – którego nie odnajdziemy, które jest jedynie utratą? Bohaterowie Synów ziemi w znakomitej mierze uważają się za najpierwszych synów sztuki, z nieporozumienia losu zbłąkanych i miernych zamiast święcących wielkie tryumfy w najwystawniejszych salonach świata. Jeden pije, drugiemu brakuje pieniędzy, trzeciemu przeszkadza żona i dzieci, a w dodatku ta cholerna praca, która nie przystoi…
Rysuje się tutaj postać artysty, o której należy powiedzieć dwa słowa bez szyderstwa. Ten, który nosi w sobie egzaltację światem, a nie wypowiada jej, zmarnieje, zaduszony własną wrażliwością, nie osiągając sukcesu. Ten, który z negacji, uznając ją za minerał sztuki, wytworzy dzieło, na krótką chwilę może stanie w cieple uznania, które stało się jego pragnieniem.
Obaj będą do końca stęsknieni za innym sercem, za inną duszą, za losem pozornie prostszym, w którym prozy życia nie przysłania walka o niezdobywalne i nieustępliwa świadomość dojmującej samotności.
Marcin
Źródła:
Fotografia pochodzi z wikipedii, a fakt, iż Przybyszewski patrzy na samego siebie zawdzięczamy Pawłowi, za co wielkie dzięki i takież brawa.
Aleksandra Sawicka, “Skandalista Przybyszewski — życiowe i literackie faux-pas młodopolskiego Archicygana”
Artur Hutnikiewicz, “Młoda Polska”, rozdział o Stachu.
Kazimierz Mrówka, “Androgyniczny model „nagiej duszy” w twórczości Stanisława Przybyszewskiego”