Ostatnią książką, którą musiałem czytać drugi raz natychmiast po pierwszym, był „Pokój” Gene’a Wolfe’a. I nie bez przyczyny przywołuję tu tę powieść, bo łączy ją z powieścią-niepowieścią Sadurskiej pewne pobudzające niedomknięcie. Pojawiają się mianowicie w „Mapie” drobne nieścisłości, które w zależności od interpretacji mogą świadczyć o skłonności co najmniej jednego z narratorów do rozmijania się z prawdą lub podawać w wątpliwość jego bądź ich równowagę psychiczną, a przy odrobinie fantazji mogłyby nawet wspierać hipotezę o światach równoległych.
Tu zresztą nie tylko niektóre wątki pozostają niedopowiedziane, dosłownie niedopowiedziane są niektóre zdania. Bo nie wszystko da się dopowiedzieć, a to, czego się nie da, zdaje się właśnie najbardziej fascynować Sadurską. Co zachwycające, motywy w poszczególnych historiach przeplatają się na sposób muzyczny, autorka przekłada od czasu do czasu temat lżejszy cięższym, do czego inspirację znalazła, jak sama wyznaje, słuchając Chopina.
Przedzieranie się przez ten labirynt to zaiste fascynujące zatrudnienie. Historie zapętlają się i odtwarzają w nieznacznie zmienionych konfiguracjach, z udziałem nowych ludzi, popełniających stare błędy. Analogicznie ludzkość jako gatunek powiela wciąż stare błędy, niezdolna może do innego postępowania, skoro mimo całej cywilizacyjnej nadbudowy, człowiek wciąż bazuje na instynktach. A Sadurska portretuje najniższe z nich, choć czyni to niebywale subtelnie.
Można więc czytać „Mapę” jako historię ludzkiego okrucieństwa, podaną mrocznie, lecz niekoniecznie ponuro. Zło jest bowiem wieczne i dlatego przed czytelnikiem defiluje korowód hańby, reprezentowany między innymi przez Holokaust, inkwizycję czy niewolnictwo. Sadurska sięga również po bardziej indywidualne formy opresji, realizujące się w nieśmiertelnych relacjach ojciec-syn czy mężczyzna-kobieta. Bezimienność postaci kobiecych wskazuje na kierunek opresji w tej ostatniej relacji, ale autorka nie wyklucza, że pewnego dnia spojrzy na ten podstawowy związek z drugiej strony.
„Mapa” jest w świecie map wyjątkowa, bo wielowymiarowa. Można więc wyciągnąć z niej również dość niespodziewaną, choć przecież nienową naukę, że mało kto z nas jest zdrowy psychiczne. Traumy jednostkowe i zbiorowe nawarstwiają się, tworząc labirynt, za którego zakrętem zawsze znajduje się ściana, na dodatek naznaczona zazwyczaj rdzawymi, zadawnionymi plamami.
Tytułowa mapa staje się zatem planem świata zarówno w wersji makro, jak i mikro, czyli planem ludzkiego umysłu, pełnego pułapek, zapętleń i ślepych odnóg. Jej dychotomiczny charakter najpełniejszy wyraz znajduje może jednak w fakcie, iż jest ona jednocześnie symbolem wolności oraz zabijania tajemnicy. I w końcu symbolizuje poznanie, do którego człowiek gotów jest dążyć po trupach, mimo że jego blask go oślepi. Sadurska z jednej strony nawiązuje więc do starych mitów, z drugiej zaś zgłasza potrzebę stworzenia nowych, które opowiedzą o świecie i człowieku z trochę innej perspektywy.
Punktem wyjścia książki jest postać historyczna, o której niewiele wiadomo – poza tym, że odebrano jej wolność i jedyną pasję. Na tym zrębie buduje Sadurska swą duszną fantazję, zadając bardzo niepokojące pytania, na przykład o możliwie pozaczasową naturę pamięci zbiorowej albo o to, czy istnieją w ogóle granice władzy przedmiotów nad ludźmi. Mnie zaś uderzyło jeszcze jedno, z pewnością niezamierzone skojarzenie: niezrealizowany plan Bydgoszczy autorstwa Stübbena nieodwołalnie przywodzi na myśl fikcyjną mapę Buska, której historię tak mistrzowsko opowiada Józef Hen w „Najpiękniejszych latach”.
Trafiają się tu naprawdę przednie smaczki, jak szpital psychiatryczny, po którym przemieszczanie się wymaga alternatywnego poczucia przestrzeni, sugerując, że logika, którą zwiemy na co dzień normalną, choć niewątpliwie odmienna od tej, jaką posługują się ci, których z kolei zwiemy szaleńcami, niekoniecznie powinna padać ofiarą pochopnego i prostackiego wartościowania.
Autorka jest debiutantką, ale jest to debiut wysokiej klasy. Co również dla mnie istotne, Sadurska trzyma się z dala od wielkiej powieści, wielkich narracji, przegadania i słowotoku. „Mapa” jest za to efektem głębokiego namysłu, a że ten nieobcy jest krakowskiej pisarce, miałem okazję przekonać się podczas promującego książkę spotkania autorskiego. Nigdy dotąd nie widziałem, żeby ktoś tak długo zastanawiał się nad odpowiedzią na każde pytanie. Odpowiedzialność za słowo jest zaś w literaturze cechą pożądaną, ale wcale nie powszechną.
utracjusz
Oryginalne zdjęcie Barbary Sadurskiej autorstwa Aleksandry Zegarowskiej tradycyjnie zbarbarzynił niesławny paweł m, syn Marka i Wiesławy.