Type and press Enter.

Bardzo krótko / Michael Chabon / Poświata

Michael Chabon wypracował autorską poetykę, czyniącą go jednym z bardziej interesujących pisarzy współczesnych. Podobnie jak Kurt Vonnegut, mierzy się z najważniejszymi dwudziestowiecznymi tematami, przystrajając je w popularną formę, ale jest od swojego starszego kolegi mniej zaciekły i w przeciwieństwie do niego, niemal nie ucieka się do groteski. Dwuznaczna symbolika kluczowych elementów fabuły „Poświaty” przybliża natomiast Chabona do Laurence’a Sterne’a i jest to powinowactwo niezmiernie nobilitujące.

Rodzinne historie stanowią dla niego ledwie szkielet, na którym tka osnowę swojej opowieści, luki w wiadomościach uzupełniając tworami nieprzebranej wyobraźni. Relacja między faktami a fikcją zajmuje go zresztą nie mniej niż Kazimierza Brandysa; Chabon prezentuje jednak swobodniejsze podejście do obu z nich, a stworzony przez niego labirynt okazuje się zwodzić przeciwnika-czytelnika na kilku piętrach, których istnienie ujawnia autor stopniowo i konsekwentnie, aż do samego posłowia włącznie.

Jego talent narracyjny jest imponujący, a swoboda, z jaką łączy elementy, które w „poważnej” literaturze występowałyby na osobnych półkach, musi zdumiewać. Sposób opowiadania historii jest potoczysty i wybitnie filmowy, liczne metafory zaskakują niecodziennymi skojarzeniami, a silny ładunek pogrzebanej pod powierzchnią ironii domyka ten przepis na literaturę, która, raz chwyciwszy, nie chce czytelnika wypuścić.

Chabon ujmuje tu ludzi w pełnej chwale ich nieustającego wysiłku, by kolejną wzniosłą ideę przekuć w kolejne haniebne czyny. I – jakby dla równowagi – sam z traumatycznych zdarzeń wywodzi fascynujące, barwne historie, łamiąc grozę fabularnymi fajerwerkami i przymrużeniem oka. Choć zatem wnioski płynące z tej powieści – że na tym świecie nie ma sprawiedliwości, jest za to od cholery cierpienia – nie są szczególnie budujące, to jednak Chabon potrafi je doprawić odrobiną pogody, niezbędną, by chciało się jeszcze trochę potrwać.

Bohater „Poświaty” przez całe życie goni za marzeniem, żeby wreszcie oderwać się od tej zmęczonej Ziemi, zostawić za sobą te wszystkie okropności i rozpocząć coś czystego, nieobarczonego Historią, która jest przede wszystkim historią wojen i łajdactw. Oczywiście, okazuje się, że ktoś wziął to marzenie, wykoślawił i przysposobił do jeszcze większych łajdactw. A jednak małe, lecz konsekwentne akty dobroci jakimś cudem pozwalają te wielkie łajdactwa równoważyć, przynajmniej na indywidualną skalę.

Już tu kiedyś utyskiwałem, że mam w literaturze dość niekończących się rozliczeń z XX wiekiem; ale Chabon przetwarza tę potworną materię na fascynującą opowieść, ujawniającą pogmatwanie rzeczywistości, jej ambiwalencję i złożoność. Nie musi kłuć w oczy Holokaustem czy wojną, bo „Poświata” emanuje własną poświatą tak intensywnie, że od czasu do czasu trzeba zmrużyć oczy, a wtedy zmęczonym gałom ukazują się widoki, jakie są w stanie zapewnić bardzo nieliczni pisarze.

utracjusz

Zdjęcie pisarza przerobił niesławny paweł m z oryginalnej fotografii autorstwa Gage’a Skidmore’a, udostępnionej na licencji CC BY-SA 3.0.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *