Na Ziemię dociera sygnał, nadany prawdopodobnie przez dalekich „braci w rozumie”. Najtęższe (amerykańskie!) umysły usiłują go rozszyfrować i zbudować obraz nadawców; okazuje się jednak, że patrzą w zwierciadło. Do tego, niestety, krzywe.
Tak można pokrótce scharakteryzować treść powieści Lema. Powieść to zresztą pozorna, bo choć spełnia formalne znamiona takiej klasyfikacji gatunkowej, jej ambitna, filozoficzna zawartość co i raz usiłuje rozerwać jej strukturę, przekształcając ją to w esej, to w traktat. Okazuje się zatem, że antypowieść może być „anty” na różnych płaszczyznach.
O „Głosie Pana” pisali już mądrzejsi ode mnie, więc ja mógłbym sobie darować. A jednak nie mogę, taki jestem zachwycon. Lubię te przekorę Lema, jego trzeźwość i sceptycyzm. W tym pesymistycznym hymnie na cześć rozumu objawia Mistrz krytyczne spojrzenie na własny gatunek, z dystansu o kilka rzędów wielkości znaczniejszego niż ten, o który zwykle jesteśmy w stanie się pokusić.
Przy tej okazji bezwzględnie rozprawia się z romantycznymi wizjami Kontaktu prezentowanymi ochoczo i licznie w przemysłach literackim i filmowym, a w szczególności z ich urzędowym antropocentryzmem. Jak mają ludzie zrozumieć nadawców gwiezdnej wiadomości, skoro przykładają do nich jedynie własne, ograniczone i wykoślawione kategorie? Na tym polega jednak właśnie zasadniczy zasygnalizowany przez Lema problem – perspektywa mrówki, którą potrafi przyjąć jedynie narrator i kilku innych, zgadza się z obecnym stanem naszej wiedzy, ale zupełnie się nie zgadza z naszymi wyobrażeniami o sobie.
W ogóle światowi współczesnej nauki srogo się tu obrywa za kręcenie się w kółko. Dowodzi Lem, że każde hermetyczne środowisko nieuchronnie się degeneruje. Naukowe nie jest wyjątkiem, bo zawodny jest czynnik ludzki i jego motywacja, nagminne przedkładanie dobra własnego nad dobro ogółu, obiektywizowanie własnych zapatrywań, często skażonych rozmaitymi ułomnościami. Dlatego postuluje autor piórem Hogartha świeże spojrzenie, zaoranie utartych ścieżek, w które się ślepo wpasowujemy, wykroczenie poza paradygmaty, w obrębie których bezrefleksyjnie się poruszamy. Bo przecież historia nauki to następujące po sobie przełomy i rewolucje, a sama nauka jest popychana naprzód właśnie poprzez podważanie zastanego porządku.
Ostatecznie okazuje się, że „Głos Pana” opowiada nie tylko o trudności porozumienia się z obcą cywilizacją, ale także z przedstawicielami cywilizacji własnej. Co więcej – trudnościom poznawczym w stosunku do świata zewnętrznego towarzyszą problemy z poznaniem wewnętrznym, bo profesor Hogarth jest w swej samoświadomości mocno osamotniony.
I to jest jedna z tych mniej spodziewanych lekcji, jakie można wynieść z lektury „Głosu Pana”. Nosce te ipsum, zanim porwiesz się na cały świat; i w tobie jest niezmierzony kosmos.
utracjusz
Foto: SETI Institute